---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Z ostatniej chwili - Canberra

Jestem w Canberze. Od jakiejś godziny.

Kumpel dowiózł na obrzeże i wsadził w publiczny autobus.
Autobus dowiózł do centrum.
Dłuższy czas szukałam przystanków dalekobieżnych - miasto jak miasto, ulice jak ulice. Tradycyjnie - nikt nic nie wie, "ja nie stąd", "ja stąd, ale nie wiem", a przystanku nie widać tam gdzie mi kierowca powiedział, że będzie. Siadłam sobie na ławeczce, postawiłam ciężki plecak i się rozglądam. Ani toalety, ani przystanku. Typowo. Nadal się rozglądam. W końcu jakaś miejscowa miła pani powiedziała kawałek daje jest i toaleta i naprzeciwko informacja dla miejscowych busów, ale miejscowe busy będą wiedziały gdzie są busy zamiejscowe.
Dobrze że podeszłyśmy kawałek, i pokazała mi jak wygląda publiczna toaleta - bo - jak to w podróży - kibelki w różnych częściach świata się mocno różnią i można nie poznać. Tu jest to blaszany barak wielkości kiosku ruchu, z gładkiej blachy, bez klamek i z bardzo dyskretnymi napisami - minęłabym jakby mi nie pokazała.
W informacji autobusowej miły pan zagrzebał w komputerze, po czym powiedział:
- Już wiem, pokażę ci. - I wylazł zza kontuaru aż na ulicę by mi dobrze wskazać. Bardzo mi miło. Lubię tą troskliwość i uprzejmość, która tu w Australii jest normą.
Podeszłam kawałek pod budynek i.... zorientowałam się, że to pod tym budynkiem siedziałam na ławeczce! Tylko poczekalnia autobusów była jedne drzwi dalej. To że ja nie wiem - to ja jestem przyjezdna. Ale jeśli miejscowi mijają obok i nie widzą? Pół biedy że nie wiedzą, mogę to zrozumieć. Ale jeśli oni też nie widzą, a są tu dłużej i lepiej przecież orientują się jak tu wszystko działa - to naprawdę można pozbyć się kompleksów początkującego podróżnika. Ewentualnie może można zatrudnić się jako specjalista od szyldów?

A potem miałam gigantyczne szczęście.
Podeszłam do pierwszego stanowiska. Potem okazało się że było to stanowisko jedynej linii autobusowej która prowadzi autobusy tam gdzie chcę. Kobitka znalazła jeden autobus za trzy godziny, ostatni tego dnia. Powiedziała że trzeba rezerwację, zadzwoniła, spytała o cenę, cena znakomita, spytała o  miejsce - jedna osoba - tak jedna osoba - jest miejsce. Jedno. Ostatnie.....
:-)))
Zamówiła dla mnie, po czym....zaczęła zamykać stanowisko. Na moje ździwienie powiedziała że pracuje do pierwszej po południu i zamyka, żeby zdążyć na swój autobus. No tak, było już 5 po. Zdążyłam w ostatniej chwili.

W pozostałych okienkach odesłali mnie do tamtej linii co się zamknęła, bo tam będą mieć, a tu nie prowadzą. Ok.

Powędrowałam jeszcze na przystanek, żeby wiedzieć skąd mam wsiadać. I tu następna szopka. Dochodzę do końca ulicy gdzie ma być przeszklone coś i przystanek. Chm.... Pusto, głucho, napisów nie ma. Jest przeszklony przystanek - kompletnie bezimienny. Pytam kobitek z przystanku - właśnie wysiadły z autobusu tej linii co potrzebuję. Znaczy ciepło, ciepło, to gdzieś tu. Rozglądam się jeszcze raz, na spokojnie - jest. Kartka mniejsza niż A4, przybita na słupku parę metrów dalej. Szyldu nie ma, ale jest rozkład na kartce i podpisane że mój przewoźnik. Mój autobus też jest wymieniony. Uff...

 Co prawda nadal wygląda na to że utknę w Coomie, ale grunt że nie w Canberze. Przyjadę i będę pytać o dalsze możliwości, zobaczymy. Pierwszy raz jadę na dzikusa, a jest ciepło, to bezpiecznie czekać. Najwyżej będę stać i łapać stopa. Łatwiej z Coomy niż z wielkiej Canberry.

Proszę trzymać kciuki. Będzie mi potrzebne. Nie tak łatwo zdobyć Kozi - jak tu nazywają Górę Kościuszki, bo nie potrafią Kościuszki wymówić. (wychodzi Kozjuzko). A góra podobna do Błękitnych - czyli też płaskowyż z dolinami. Ale co tam - najwyższa góra, to mnie ciągnie. Pierwszy szczyt z mojej Korony Ziemi.
Proszę trzymać kciuki, na razie świetnie idzie.



1 komentarz:

  1. Gratuluję dotacia do Cooma. Ja też tak sobie koomam, że stamtąd łatwiej bedzie o autostop pod Kozzie. Trzymam kciuki.
    PS. Tutaj moje wspomnienie z Cooma sprzed 3 lat:
    http://www.youtube.com/watch?v=uhuGnKU7HsU

    OdpowiedzUsuń