---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

sobota, 26 stycznia 2013

Nigdy nie widzialem sniegu.

Nigdy nie widzialem sniegu - powiedzial do mnie dzis sprzedawca, kiedy rozmawialismy o tym skad jestem i ze jutro wracam do zimowej Europy. Powiedzialam mu, ze ma snieg na Kosciuszko Mountain, nawet teraz, w lecie. I ze moze pojchac, bo tam sie latwo wchodzi. Uslyszalam w odpowiedzi, ze on chyba nie podrozuje tak duzo jak ja. Wow, poczulam sie swiatowo. Zupelnie inaczej niz zagubina Polka na obcej ziemi, z dukanym angielskim znanym jedynie ze szkoly, z bariera jezykowa i kulturowa. Poczulam sie jak prawdziwy, doswiadczony podroznik.
Koniec scenki rodzajowej.

Na ponizszym zdjeciu mozecie zobaczyc paraSOL. To, czego uzywamy w kraju, to przeciez paraDESZCZ. Tu naprawde robi to, co nazwa wskazuje, czyli chroni przed sloncem. Ludzie tu czasem uzywaja parasolek w ten sposob, chroniac sie przed ostrym swiatlem.

A teraz na specjalne zyczenie mamusi. 

Dygresja
Widalam kiedys na Mazurach lodke, ktora sie nazywala: Kaprys Tatusia.
Koniec dygrgesji.

Wracajac do mamusi: mialam pokazac ubrania i ulice w Australii. Sluze uprzejmie.



Australijki generalnie chodza w kieckach. Oraz, co akurat nie bardzo widac na tym zdjeciu - bardzo duzo Australijczykow jest bardzo otylych.

 Most na zdjeciu powyzej, to ten slawny, co sie na niego wchodzi. Ponizej Opera.

Ponizej stacja promu.

A teraz cos dla tatusia, bo tatus lubi lodki.  Zdjecia z promu.


 Takim promem jechalam. to analogiczny, plynacy w druga strone.

1 komentarz:

  1. dygresja iberystyczna: nasz "parasol" wziął się z hiszpańskiego. I, faktycznie, jest to słowo określające taki dżynksik przeciwsłonecznu, czyli parasolkę od słońca. Na taki od deszczu, to oni (Hiszpanie) mają słówko "paraguas" (agua=woda). Taki czarny, jak jest u Ciebie na zdjęciu, to jest raczej typowy od deszczu. Czyli po polsku "parasol", ale po hiszpańsku "paraguas" :)
    Pisałaś, żeby pisać - proszę o jak najwięcej zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń