---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

sobota, 12 grudnia 2015

Grań Karkonoszy ( z dopiskiem)

Pociąg do Szklarskiej Poręby. Nocny. Wjazd na Szrenicę. 

Pierwszy dzień to tylko wbiłam się do schroniska Na Hali Szrenickiej. Na luziku. Wieczorkiem się pokręciłam po okolicy, obejrzałam jeziorka na strumieniu przy zielonym szlaku.

Drugi dzień tylko zmieniłam schronisko, na Pod Łabskim Szczytem. Niby "tuż obok", godzinkę. A szłam dwie godziny, i wywiało mnie konkretnie. Ohydnie było.

Trzeci dzień z Łabskiego na przełęcz Karkonowską. Śpię w PTTK Odrodzenie. Ciężka trasa. Szłam ponad 5 godzin. Nominalnie, zależnie od mapy trasa na około 4 godz (od 3 do 4,5, różnie podają). Nóg nie czuję. Nie wiem czy jutro pójdę. 

W planie generalnie Śnieżka albo okolice. Może zejdę do Samotni. Może dojdę na Okraj, a potem do Jarkowic, do znajomych. W Karpaczu jest fajny basen... Trudny wybór. Uwielbiam takie dylematy.







Dopisek.

Czwarty dzień
Odrodzenie - Strzecha Akademicka. Granią. Bo krócej niż obejściem przez las z boku grzbietu. No i w lesie prawdopodobnie jest kopny śnieg. Z grani go zwiało, duje jakby się ktoś powiesił.

Piąty dzień

Mam kryzys. Ostatnie 3 dni były ciężkie. Jeden w paskudnej pogodzie, mimo, że krótki, 2 godz. Koszmarny. Drugi w ślicznej pogodzie, na szczęście, ale najcięższa trasa, nominalnie 4,5 godz, szłam 5,5. Ładnie, ale zimno, trudno było odpocząć. Wczoraj, niby krótka trasa, ze 2,5 godziny, ale w takim wygwizdowie i śniego-deszczu, że jeszcze takiego nie było. I mam dość. I nie chce mi się nigdzie iść dzisiaj. Pójdę, bo to dobrze robi, jak się wylezie ze schroniska, a jak się wylezie, jak plecak spakowany to i się pójdzie, dziś pogoda ładna. Ale ochoty nie mam. Bolą mnie nogi, jestem zakwaszona i zmęczona. Dziś zrobię sobie krótką trasę. Mam do wyboru dwie. Taką na 15 -30 minut,  taką na 50-60 minut. Trudny wybór. Jeszcze myślę. Trochę zależy co chcę robić dalej, czy iść do końca na Okraj, czy zejść przy Śnieżce. A właśnie o to chodzi, że nie wiem co chcę. Dziś tak mnie wszystko boli, że najchętniej bym zeszła. Gdyby to było zwykłe zmęczenie, to bym to zlekceważyła, ale boli mnie konkretne miejsce w stopie i to już jest mało śmieszne. Cóż. Chyba wygra trasa 15 minutowa.... Wydłużyć zawsze mogę, a zobaczę jak ta stopa.

Trochę zdjęć

Pierwsze zdjęcie jest o zmierzchu, jak przyszłam tego dnia co waliło śniego-deszczem i ledwo tyczki było widać. A poniżej zdjęcie następnego dnia rano, o świcie. Drogowskaz widać i nawet drogę z tyczkami. Bogu dzięki za te tyczki. Te zdjęcia ładnie pokazują jak bardzo one są potrzebne...




I jeszcze kilka zdjęć ze Strzechy Akademickiej, z okien jadalni.




A jakby ktoś chciał, to nakręciłam tutaj filmik o apteczce w górach, a właściwie o jednym najważniejszym składniku apteczki. Wisi na Ciekawej Medycynie, zapraszam: KLIKNIJ

piątek, 27 listopada 2015

Kot snowbordzista.

Mój kot zjeżdżał dziś na desce i całkiem ładnie ją kontrolował. Jechał łebkiem do przodu i sterował. Normalnie odlot. Było to tak:
- wróciłam z biegania
- otwieram drzwi
-  w drzwiach - jak zwykle - kot wita,  stoi na szafce na buty. Na brzegu szafki, tam, gdzie Jego Wysokość lubi posadzić tyłek do witania - to leżała kupka czasopism.  Na samym szczycie czasopism leżało nowe prześcieradło, w torebce, zapakowane fabrycznie razem z tekturką. Cały chwiejny stosik zaczął się zsuwać, kot jechał na desce - na tej tekturce. Żeby nie zlecieć, kocina ratował sytuację, odtańcowując jakiegoś szaleńczego kankana.

Widziałam to przez szparę w drzwiach, i widziałam jak osypują się te czasopisma, i że on poleci z szafki, i to właśnie przed drzwi, więc zatrzymałam otwieranie drzwi, by go nie uderzyć.
Kocilla pięknym ślizgiem zjechał przed drzwi razem z "deską", ale jechał łebkiem do przodu i ewidentnie tym sterował (naprawdę).

Sezon narciarski uważam za rozpoczęty.


środa, 30 września 2015

Znam takie miejsce.... piosenki o kotach ciąg dalszy

(Jak się kliknie na tytuł to zwykle można odsłuchać. )


"Znam takie miejsce, gdzie przychodzą umierać koty"
Bardzo ciekawa, nietypowa piosenka o kotach. I podziękowania dla Łukasza. Piosenka jest nieco depresyjna, i chyba współgrało to z naszym nastrojem. I w życiu nie słyszałam tego wykonawcy ani tej piosenki.
https://www.youtube.com/watch?v=4EF4-sqtD7c

 Nowa piosenka o kotach i podziękowania dla Magdy
"Miasto Kraków" Maleńczuka. A tam: "wszystkie ścieżki znają koty i złodzieje.

Dwie nowe piosenki o kocie - i podziękowania dla Ewy i Mateusza

Oj kot Pani Matko 
oj kot pani matko kot kot narobił mi w pokoiku łoskot - z Zemsty Fredry

Z deszczu słów kałuże dźwięków - guziczek do odtwarzania jest, choć trochę schowany, bo najpierw są jakie dodatkowe guziczki, a potem reklamówka, ale potem już to co potrzeba.
"w miejskim słońcu na wieżowcach widać dumny cień dachowca taki kot najlepiej wie jak na krawędzi żyje się"

W moim magicznym domu 
Hanna Banaszak - "Przedstawię Ci Macieja kota, fascynujący z niego facet, całymi dniami tkwi w fotelu i lekceważy każdą pracę, lecz niewątpliwą ma zaletę gdy spływa wieczór granatowy: on słodko mruczy wprost do ucha najbardziej senne bossanovy."  Uwaga, wersja druga, gdzie spadają kapcie tutaj 

Tańczące Eurydyki
"...Rzeka śpiewa pod mostami,
tańczy krzywy cień latarni,
o rozwarte drzwi kawiarni
grzbiet ociera czarny kot." i

"...a wiatr tańczy ulicami,
wiatr kołuje jak pijany,
mgły rozwiały się jak przędza,
został tylko (został tylko) czarny kot".

Listonosz Pat (Pat i Kot,  dobranocna)

Czarny kot Okudżawy i w wykonaniu Sławy Przybylskiej, (to ta sama piosenka).

Czarny kot Alibabki

Blues czwarta rano
Martyna Jakubowicz - "zakochany sam w sobie księżyc do niego modli się kot" 

Gadu gadu nocą
Ludzkie gadanie - Rodowicz: "..gdzie kot w rękawiczkach czeka na mysz.. 


Ciotka Matylda 
Ballada o ciotce Matyldzie - Grupa pod Budą: "..ciotka Matylda cała w papilotach ma rozpieszczonego kota", "..ciotka Matylda ma koronę z papilotów i pod pachą taszczy kota, przecież biedak nie mógł zostać całkiem sam..."
 
Zły niż 

Wolna Grupa Bukowina: - "Jumbo jet opóźnił lot, myszy dziś nie złowił kot..."

Gdy mnie kochać przestaniesz to powiedz -
w połowie "a pod stołem kot się łasi"

W marcu nad ranem -
w refrenie: "na oknie głowa kota, jak wielka furażerka, pilnie słucha, co dzieje się w sieni"

Malutkie żuczki kocha Bóg - i tu nie mam you tooba, ale mogę wrzucić własny dźwięk, ino, że nie umiem wrzucać dźwięku.
"malutkie koty kocha Bóg, od zguby chroni je. A jeśli koty kocha Bóg, to kocha także mnie"

Nieśmiertelny Wlazł kotek

wtorek, 29 września 2015

Zaćmienie księżyca 2015 09 28

Gdyby mnie kumpel nie wyciągnął, to nie chciałoby mi się wstawać o 3 w nocy... 

Na zdjęciu, to małe czerwone z białym podkreśleniem to zaćmiony księżyc. Poniżej sam księżyc, a jeszcze niżej uroki robienia zdjęć na moście, gdzie jak jadą samochody to się wszystko trzęsie. I dla teleobiektywu 400 to już robi zdjęcia poruszone, takich była większość.







Czerwień była widoczna dopiero blisko maksimum, i niezbyt wyraźna, choć dostrzegalna. To lepiej niż na poprzednim oglądanym przeze mnie, gdzie księżyc był tylko po prostu ciemny, więc nie różnił się od zwykłego nowiu, ale gorzej niż na bardzo spektakularnym zaćmieniu z 2007, kiedy przypadkowi ludzie na Polach Mokotowskich, włóczący się z piwem w garści, zwracali uwagę: ty, co ten księżyc jakiś taki dziwny? Czerwony taki... Wtedy walił ostrym pomarańczem jak mieskie lampy uliczne. Tym razem był ciemniejszy, ale trochę pomarańczki jest.

Po maksimum weszła jakaś mgła i tak ściemniało, że do oglądania to się jakoś dało, ale zdjęć już moim aparatem nie mogłam robić. To co jest powyżej, z maksikum, to najjaśniejsze ustawienia jakie fabryka dała. Potem to już tylko  popatrzyłam i walnęłam się spać. A zimno było.... bosz.....
Wolę zaćmienia Słońca. Są w dzień.

poniedziałek, 14 września 2015

Tak zwane kobiece obrzezanie. ("Łzy na piasku", Nura Abdi.)

Uwaga, wpis mówi o drastycznych rzeczach.

Książka, przeczytałam, dobra:
"Łzy na piasku", autorstwa pani co się nazywa Nura Abdi. Afrykanka z Somalii, moja rówieśnica. Obecnie mieszka w Niemczech.

Teraz słówko o kobiecym obrzezaniu. Nie bardzo rozumiem czemu nazywa się je obrzezaniem, skoro często polega na wycięciu łechtaczki, więc bardziej adekwatnym terminem byłaby tak zwana "pieczęć", czyli usunięcie członka u mężczyzny. Ale przyjęła się nazwa kobiece obrzezanie. Czasem łechtaczka pozostaje, pomimo zeszycia struktur. Książka ma dobry, dokładny, i delikatnym językiem pisany opis. O ile o tak drastycznych i bolesnych rzeczach można mówić delikatnie....


Ale nie o fizyczności jest przede wszystkim. Przede wszystkim jest o świadomości bycia kobietą. Co to znaczy być kobietą, kochać mężczyznę. Jak obrzezanie wpływa na postrzeganie siebie, na relacje z mężczyznami, na zwyczaje towarzyskie w kraju. Jak Somalia różni się od innych krajów Afryki i Europy.
Swoją drogą pani Abdi jest tym rzadziej spotykanym typem uchodźcy, który chce pracować, umie ciężko pracować i dziwi się wręcz jak inni uchodźcy siedzą na zasiłkach i żyją z dnia na dzień, czekając aż "ktoś im da". I jest bardzo spostrzegawcza i dobrze umie opisać i Afrykę i konflikty i różnice między jedną, drugą, trzecią kulturą (Somalia, Kenia, Niemcy. Jej rodzina uciekła z Somalii do Kenii, a to bardzo różniące się kraje.).
I co ważne przy takich "mocnych" książkach, z opisami walk, ucieczek i trudnych spraw: nie w tych opisach "flaków na ekranie". Ona umie opisać z delikatnością, bez tandetej drastyczności, a ze zrozumieniem.

Polecam książkę.

czwartek, 30 lipca 2015

Chata z lata


Beskid Niski, jajecznica z dzikim oregano (kwiat), ucho bzowe (to te dziwne brązowe huby), chroniony żuczek i trochę widoczków.









wtorek, 23 czerwca 2015

USA: Chris Kyle

Facet urodził się w tym samym roku, co ja.

Jego koledzy z jednostki go kochali. Był snajperem. Dobrym = skutecznym. Robił za ochronę dla konwojów armii USA. Zginął w kraju, jak już wrócił na dobre. Pomagał weteranom, sam był weteranem, trudno mu się było odnaleźć. Zabił go chory psychicznie podopieczny.

Zginął w 2013. Jest 2015. A ja żyję. Pytania filozoficzne mi się nasuwają...

W filmie o nim (film Snajper, 2015, jest też książka, ale tej nie czytałam) jest taka scena kiedy żołnierze idą ulicą sprawdzając kolejne domy. Zestresowani, zagrożeni. Nagle koło jednego spada z dachu ciało. Rebelianta. Żołnierz przerażony pyta:
- Co to?
Jego ciut bardziej doświadczony kolega, który wie, że idą pod osłoną snajperów mówi:
- Beckap (wsparcie) - i klepnął tego pierwszego po ramieniu, by ochłonął szybciej.
Po czym idą do kolejnego domu.

Zostawił żonę i dzieci.

On zmarł. Ja żyję...

( Wiki: https://pl.wikipedia.org/wiki/Chris_Kyle)

sobota, 13 czerwca 2015

Wanna trawnikowa.

dwa krzesła
obrus ceratowy (duży)
kilka cienkich desek
płat styropianu

2 wiadra zimnej wody i 5 czajników wrzątku.
Można? Można.







środa, 27 maja 2015

Smardze

Mam smardze na działce. Pierwszy raz pojawiły mi się ze 3 czy 4 lata temu, kiedy kupiłam doniczkowaną czereśnię i wsadziłam. Wyrosły na wiosnę na granicy przyniesionej ziemi z doniczki i mojej ogródkowej. Pewnie przyszła ziemia z grzybnią. Ucieszyłam się, że będę mieć swoje prywatne smardze. Chroniony grzyb, podobno bardzo smaczny, a ten byłby MÓJ.

Potem nie rosły.

A w tym roku.... proszę bardzo. Przyszłam jak już były stare, ale jeśli są, jeśli wyrosły parę metrów dalej niż w pierwotnej lokalizacji - to znaczy, że mi się grzybki przyjęły. I będą rosły. Super.




poniedziałek, 11 maja 2015

Tańczące fontanny - pokaz światła i wody.

Takie cuda dają teraz w Warszawie. W każdy piątek i sobotę wieczorem w lecie. Maj to już lato :-).
Około 9 wieczorem i trwa prawie do 11. Znaczy główny pokaz ma 20 minut, ale moim zdaniem jest kiepski - bo polega na wyświetlaniu laserem na kurtynie wodnej - jak na ekranie - to gdzie tu ta atrakcja? Za to potem.... potem one tańczą! Woda i światło naprawdę tańczy! A tłumy już sobie idą i już nie ma tej obrzydliwej, za głośnej muzyki..... Jest cisza, noc, i tańcząca świecąca woda.










sobota, 9 maja 2015

Storczyki


Dwa różne pomarańczowe.  Jeden w kropeczki, a jeden w motyli wzorek



Ż
żółte (z różowym oraz brązowym środkiem)




Fioletowy z wzorkiem.



A takie są skutki posiadania wielu storczyków do cotygodniowego kąpania....