Pierwszy raz zdarzyła mi się kradzież w
becpackersie. Zniknęło moje żarcie z lodówki. Wyjechałam na dwa dni, na
wycieczkę i cieszyłam się że na kolejne dwa, ostatnie przed wylotem nic już nie
potrzebuję kupować, gotować, organizować, chodzić, dbać – tylko mam zrobione.
Spokojniutko przyjeżdżam wieczorem, o nic się nie martwąc, idę do lodówki jak u
siebie – a tu…. Nic. Pusto.
Zanim się zdenerwowałam, poszłam do pana z
baru. To jedyna osoba z obsługi dostępna wieczorem, bo recepcja już zamknięta,
strażnika żadnego nie ma, tylko pan z baru. Bardzo miły pan – jak wszyscy
spotkani przeze mnie Nowozelandczycy.
- Zniknęło moje jedzenie z lodówki, nie wie
pan czy może ktoś nie sprzątał lodówek?
- Jak to, zniknęło?
- No nie było mnie dwa dni, bo byłam na wycieczce,
ale zostawiłam podpisanę torbę w lodówce i teraz jej nie ma. Całej torby. Nie
to, że ktoś coś wyjął ze środka, tylko wszystko znikęło. Może ci, którzy
sprzątają robili porządki i wyrzucili?
- Nie. – Pan pokręcił głową – Jak sprzątają,
to nie dotykają lodówek.
- Czyli jak go nie ma, to znaczy, że ktoś je
ukradł?
I tu pan pokiwał głową.
Potem ja pokiwałam głową smętnie i westchnęło
mi się. Byłam po całym dniu zwiedzania i przejeździe z drugiego miasta, bez
jedzenia, bo jedzenie przecież miało mnie czekać…. (i to smaczne, bo dobre kupilam, wcale nie tanie). Bylam zmęczona, by isc na zakupy, bylo za pozno, ja z drogi, jutro rano wstaje na wykupiona za duze pieniadze wycieczke, sniadania nie zdaze skombinowac, bo do miasta do centrum daleko. No i kolejna kasa, i koleny raz duze opakowania, bo malych porcji tu nie maja. Załamka. No, załamka. Chrzanie ta Nowa Zelandie, chrzanie becpackersow cholernych, ten hostel tez chcranie, i wycieczki, turystyke, mam dosc.
Facet przy barze przyjrzal mi sie.
- Pewnie glodna jestes?
Westchelam i pokiwalam niesmialo glowa.
- Cos ci zrobie. - szepnal. Zamyslil sie...
- Chcesz steka, czy wolisz .. (i tu padlo slowo w nowozelandzikim, ktorego nie zrozumialam, ale nie szkodzi. Chcialam steka. Bardzo chcialam steka. Nawet jakby sie okazalo ze mam za niego zaplacic a jedyna uprzejmosc polega na otwarciu kuchni po nocy. Ale nie okazalo sie. Facet zrobil mi wspaniala kolacje za darmo, na pocieszenie)
- Ok. Lubisz lekko czy mocno wysmazony?
A za chwile:
- a grzyby lubisz?
Dobrze smakowal z grzybami. Facet zmienil moj nastroj tego wieczora. Juz nie mialam tak zlego zdania o hostelu. Z pelnym brzuchem to brak sniadania tez nie jest taki straszny. A Nowozelandczykow po prostu lubie. To jedna z wielu uprzejmosci, ktora mnie spotkala i chyba najwieksza. Jak powiedzial o nich jeden moj kumpel - oni sie po prostu ciesza zyciem. O, tak. Lubie ich spokojny radosny styl zycia. Ja tez sie dziele maslem i pasta do zebow, i jesli wykupie calodniowy dostep do netu to tez sie tym dziele. Lubie to podejscie.
Na zdjeciach troszku przyrody.
Ale sytuacja...
OdpowiedzUsuńDobrze, ze tak się skończyło.
Te kolorki na pierwszym zdjęciu są niesamowite. Niby jedna tonacja a taki efekt.
Trzymaj się cieplutko , cmok :)
Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń