---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

sobota, 5 stycznia 2013

owoce tropików: paw paw, melon, duże zielone kolczate

 
Duże zielone i kolczate

Zobaczyłam owoc w sprzedaży i trochę się bałam kupić, bo nie umiałabym wybrać, który dobry, ani nie wiedziałabym jak jeść. Spróbować udało mi się w nieco dziwnych okolicznościach:

W Cairns co parę dni odbywa się targ owoców i warzyw. Nie lubię targowisk i zbiegowisk, ale liczyłam na to że jakieś egzotyczne owoce zobaczę, bo w supermarketach to podobno zaopatrzenie kiepskie, a tam lepsze. Moja niechęć do zbiegowisk sprawiła, że udałam się tam dopiero pod koniec mojego miesięcznego pobytu. Faktycznie tłoczno, to było pierwsze wrażenie. Owoców nie aż tak dużo, tych egzotycznych, ale faktycznie więcej. Ceny dobre, ale nie cudne. Natomiast cudne było to że często wystawiali kawałeczki owoców w miseczkach do spróbowania. Dzięki temu mogłam się przekonać o smaku takich czy innych mango, albo melona.

Zagłębiłam się w targ, patrzę po straganach, owoce, owoce, warzywa, owoce, biżuteria, soki owocowe, kiecki, owoce… O!!! Stoi miseczka z kawałkami zielonego kolczastego, co go chciałam spróbować! Super. Nachyliłam się, zapachniało ładnie, wybrałam sobie mały kawałek, i kiedy cofałam rękę w owockiem zobaczyłam wbite we mnie zszokowane spojrzenia dwu facetów przy tym straganiku. Zamarłam. Coś zrobiłam nie tak, tylko co?
- Czy ja to mogę wziąć?
- No – westchnął facet, i wyraźnie zły powiedział – teraz już możesz, bo dotknęłaś.
Coś mi zaczęło świtać. Co prawda panowie stali przy stoisku z sokami, gdzie mieli pokrojone owoce, i logiczne że można spróbować zanim sok zrobią, ale… ale oni stali coś bardziej z boku…
- Myślałam, że to sprzedajecie.
- NIE. To jest mój luch. – powiedział ten niezadowolony.
Przeprosiłam panów jak najdokładniej. Dopiero po jakimś pięciokrotnym powtórzeniu, jak bardzo mi przykro, zeszło im napięcie. A ja się ucieszyłam, że nie mam zwyczaju pchać się na chama po największy kawałek, i że wzięłam taki mniejszy. Myślę, że jakbym mu porwała największy, to by się tak łatwo nie udobruchał.

A głupio mi było i tak.

Jako że prawie cały targ już przeszłam, dałam dyla do hostelu. Dość mi było egzotyki na ten dzień. Jak się zwiedza obce kraje to dobrze mieć albo przewodnika (człowieka) albo przewodnik (książkę, i to renomowaną książkę, a nie pierwszą lepszą) – żeby takich wpadek uniknąć. Ja nie planowałam zwiedzania Australii samodzielnie i widzę tearz jak mocno jestem nieprzygotowana. Koniec języka za przewodnika jest świetną metodą, ja lubię rozmawiać, a hostel becpackerski jest świetnym miejscem, żeby zdobyć informacje - ale to po prostu i zwyczajnie trwa, zwłaszcza, że jak usiłuję zrozumieć angielski, to jednak bolą mnie ręce (od mówienia)… A najgorzej jest z rzeczami oczywistymi – bo oczywiste rzeczy przecież wszyscy wiedzą, prawda? Wszyscy wiedzą, tia… Trochę jak z dojeniem krowy. To podobno autentyczna historia z krową. Miastowe ludzie sobie kupiły domek na wsi i do kompletu krowę. I jak trzeba było wydoić, to się okazało, że nie bardzo to idzie. No, to poszli do sąsiada po instrukcję:
- Możesz nam powiedzieć jak się doi krowę? – Sąsiad popatrzył zdziwiony.
- Normalnie. – Odparł wzruszając ramionami.

Tu też wszystko jest normalnie. Jak to w Australii. Normalnie. Orion na głowie, upały w styczniu, śnieg w lipcu, a 200 kilometrów to bliska wycieczka, góry mają płasko na szczytach i po szczytach się jeździ samochodem,w doliny nie da się zejść, z zwierzęta mają młode w torbach, a równik i gorąco i słońce w ciągu dnia jest… na północy (tak, na północy). No, normalnie, nie?


Wracając do owocu.
Kawałek zjadłam, niezłe, trochę słodkie, trochę kwaśne, ale ogólnie niezbyt wyraziste, a zdaje się, że to był dorodny i udany egzemplarz. Mogę zjeść dla urozmaicenia, ale żebym miała szczególnie do tego owocu wracać, czy na niego polować – to niekoniecznie. Jeżeli już, to tylko z kimś, kto się zna i umie wybrać. Ale jak trafię na kogoś kto umie, to chętnie doświadczenie powtórzę.




Melon

Melon, jak melon. Dobry, podobny w smaku do europejskich, miąższ bardziej czerwony i wyraziście słodki smak, lepszy od najsmaczniejszych jedzonych w Polsce. Ale... Zdarzyło mi się kiedyś zjeść dwa melony w Azji. Jeden był marny, jak przeciętny polski, a drugi… cud miód. Jeden z najlepszych jakie jadłam w życiu. Australijski smakował trochę w tą stronę, ale aż taki dobry to on nie był. Ale generalnie dobry. Jeśli się ma dostęp do dobrych melonów, warto sięgnąć po ten owoc.

Melona kupowałam w supermarkecie. Pomagała mi wybrać Australijka.Zpytałam ją:
- Pierwszy raz kupuję w Australii melona, możesz pomóc mi wybrać, bo nie wiem czy ten jest dobry?
Pani obejrzała mój melon, powąchała.
- Niezły, ale może znajdziemy lepszy. – Pogrzebała, odrzuciła następny, następny, odrzuciła, następny…- Ten. Powąchaj, on dobrze pachnie.
Faktycznie pachniał słodko i miło. I tak smakował. Australijczycy są bardzo uprzejmi, wielokrotnie tego doświadczam. To fajny kraj.






A teraz: 

Pow pow – o ile dobrze zrozumiałam: papaja.

Słodkie. I niewiele więcej. Trochę czuć charakterystycznego delikatnego aromatu, który jest też w papai suszonej, dostępnej w Polsce. Głównie dlatego rozpoznałam owoc, bo jak kupowałam, to nie byłam pewna, czy to papaja czy jakiś inny wynalazek. Taaaak, ta podróż to niezła przygoda. Ale przecież trującego owocu by w supermarkecie nie sprzedawali, prawda? Czułam się w miarę bezpiecznie kupując zapakowaną połówkę owocu, który pierwszy raz widziałam na oczy.Wiedziałam że nie będzie zepsute, ani trujące, bo by strzegali. Wygląda w środku podobnie do powyższego melona, gdzieś mi zawieruszyły się fotki, miąższ pomarańczowy, ciemny, pestki ciemniejsze niż u melona, wręcz czarne. Fotka poniżej papai na drzewie, niezbyt urodziwy egzemlarz, bo ma jakies plamy. Wielkość mnie więcej jak dwie dłonie.

Zdecydowanie wolę papaję suszoną. Ma bardziej skoncentrowany smak.

Nie bez powodu nie typowano tych trzech owoców do najlepszych owoców świata. Dobre, można zjeść ze smakiem, ale żeby jeść to często – to niekoniecznie. To nie to co czereśnie, pomarańcze i lichi (moje ulubione) – czyli zupełnie inna klasa owocu, mniam.

2 komentarze:

  1. To chyba nie papaia tylko Pow Pow taki owoc o smaku banano papaio melonowym znajdz na wiki

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba nie papaia tylko Pow Pow taki owoc o smaku banano papaio melonowym znajdz na wiki

    OdpowiedzUsuń