---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

niedziela, 6 stycznia 2013

Czarne łabędzie. Oraz POSUMY.


Naprawdę. Takie tu mają. Na zdjęciu widać trzy. A dzióbki mają takie czerwoniutkie, jak plastikowe. FAjne zwierzaki.

A dwa dni temu widziałam posumy. Wreszcie. I porobiłam im zdjęcia. Taka duża szara wiewióra, z białym brzuszkiem. Albo trochę jak szczur a trochę jak kot, bo szczupłe, włochate, na ogonie też, a ryjek szczupły i szpiczaty. Zobaczcie. Ten konkretny siedzi na drucie z prądem, jakimi tutaj typowo dostarcza się prąd od słupa do domu i jakich tu pełno. Są to autostrady dla posumów. Niezbyt bezpiecznie dla nich, ale często tak łążą. W naturze łażą po konarach.



 Na zakończenie: scenka rodzajowa (personalia i miejsca zmienione)

Jedzie sobie znajomy australijski polak samochodem po australijskim miasteczku. Jedzie powoli. A obok jedzie taksówka, i zwalnia, a kierowca mu się badawczo przygląda. Trwa to dłuższą chwilę, samochody jadą obok siebie, bardzo to podejrzane czemu ta taksówka tak dziwnie jedzie, i czemu ten facet tak się przygląda -  znajomy już się nieco zdenerwował. W końcu taksówkarz otwiera okienko i krzyczy:
- Hej, ty! Mieszkałeś na Żoliborzu?
Znajomego zatkało... Rzecz dzieje się w australijskim miasteczku, kilka lat po emigracji, a tamtego gościa z paszczy nie rozpoznawał.
- Mieszkałem!
- To podaj szybko numer telefonu!

I tak się rozpoczęła długoletnia miła znajomość obu panów :-) Znaczy zaczęła się parę lat wcześniej na Żoliborzu. Ale tam była powierzchowna, a tu się rozwinęła i to bardzo.
 Ileż to na świecie niespodzianek.

Koniec scenki rodzajowej.

Siedzę na lotnisku w MElbourne, jadę co Sydney, a zaraz rano jutro jadę połowę tego dystansu wstecz, do Canberry. Kilkaset kilometrów. Dlaczego tak prawą ręką do lewego ucha? Bo tak jest taniej w weekend. Generalnie to Sydney ma tanie połączenia wszędzie. Taniej mi z MElbourne do Sydney, niż do Canberry. Mimo że Canberra jest dużo bliżej. Canberra jest w połowie odległości do Sydney. Taniej mi przez Sydney. No co ja poradzę, że to tak jest?

Miło wspominam pobyt w Melbourne. Bardzo odpoczęłam, dużo zobaczyłam. Samemu i bez samochodu trudno się zwiedza Australię. Gospodarze mi dużo pomogli, pokazali, powozili, odkarmili, pogadali, poradzili.  Zdjęć mam mnóstwo, sporo już powiesiłam, jeszcze może trochę powieszę, a może już będę wieszać Canberrę i pobliskie Góry Śnieżne. Zobaczymy. Proszę trzymać kciuki za Kościuszkę, znaczy za jego górę. Jutro mam szansę dotrzeć do podnóża. Publicznego transportu z Canberry nie ma, ale porozglądam się za czymś prywatnym. Trzymajcie kciuki, bo pierwszy raz jadę w rejon, gdzie mi grozi autostop. Na szczęście to tylko 200 km i jest to chyba najbezpieczniejsza i najlepsza okolica do jeżdżenia stopem. Nie za gorąco, dobry klimat i nie umęczy mnie pragnienie, oraz nie za długo, mały dystans. I bardzo uczęszczany - w dużej mierze dzięki kolejce krzesełkowej na górę. (Poniżej 50 dolców, mam zamiar skorzystać) Trzymajcie kciuki, przyda mi się - bo nadal nie wiem jak dotrzeć z Canberry te 200 km w Śnieżne, pod Kościuszkę.

Siedzę na lotnisku. Czekam na otwarcie bramki, jadę tanią linią.... i .... nic. Powinna być otwarta 20 minut temu, lot za 6 minut teoretycznie. Bramka zamknięta na głucho, ludzie czekają, informacji zero, zapowiedzi zero, ani wyświetlacza, ani kartki. Słońce powoli zachodzi, to pewnie nici z moich zdjęć lotniczych.... Chm... Coś zapowiedzieli, ale nie zrozumiałam. Lekkie poruszenie na bramce, ale nadal drzwi zamknięte. Cóż... O! przeszli piloci. Znaczy może polecimy. Dobrze.

Teoretycznie lecimy od trzech minut....

Otworzyli bramkę. Słońce już zaszło....

Trzymajcie kciuki za Kościuszkę.


3 komentarze:

  1. Kciuki trzymane :)

    OdpowiedzUsuń
  2. n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

    OdpowiedzUsuń