---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

sobota, 10 listopada 2012

Zemsta Faraona. Zemsta Sułtana. Zemsta kangura.

Zemsta Faraona i zemsta Sułtana to popularne nazwy zaburzeń gastrycznych, powszechnie dopadających osoby podróżujące w nowym kraju. Faron - w Egipcie, Sułtan w Turcji. Byłam tam - nic mi nie było. Nic, ani nawet brzuch nie rozbolał. Nic. W naszych górach - też się zdarzają problemy przy zmianie flory bakteryjnej - nic mi nie było. No, poza jednym razem, ale to ze 16 lat miałam, raz jeden i poza tym nic przez tyle lat. Nawet w Azji, w kolei transsyberyjskiej, po jedzeniu kupowanym od miejscowych, przynoszonym w kubłach - nic mi nie było. Normalnie cyborg jestem - do czasu....
No, to widać wreszcie trzeba złożyć hołd zagranicznym bakteriom - przyszła ma mnie zemsta kangura.

Osoby wrażliwe pokarmowo uprasza się o pominięcie poniższego akapitu.

Właściwie lekko niedobrze to mi było już od wysiadki z samolotu, przez cały czas pobytu tutaj, z półtora tygodnia. Może kwestia arabskiego jedzenia w samolocie, może zmęczenia, może stresu z niezałatwionym dojazdem na zaćmienie. Ale tylko lekko niedobrze. Porządnie niedobrze to zrobiło mi się w Sydney, na szczęście dopiero ostatniego dnia.. Ale nadal tylko było mi niedobrze i łamało mnie w kościach, nic więcej. Do domu w górach dojechałam normalnie, dałam radę - i nadal mnie łamało, pokładło, a śniadanie nie bardzo mi weszło. Wiecie, z biegunkami i zatruciami to jest tak, że jak już którąkolwiek stroną poleci, to przynosi ulgę. Ze mnie nie leciało, tylko niedobrze i niedobrze. Po południu poleciało (nareszcie). Jest lepiej. Już nie jest mi koszmarnie niedobrze. Już wróciło do stanu po samolocie - niedobrze mi tylko trochę. Wpylam sobie jogurcik i miodek w celu wyrównania flory bakteryjnej (lactobacillus jest pożądany - pisałam na Ciekawej Medycynie o tym, ktoś chce linka?) a miodek to w celu łatwej energii bez długiego trawienia - i mi służy. Lepiej jakoś. Kanapki na razie nie bardzo mnie pociągają. Nawet z vegemite, czyli tą fajną pastą z drożdży. Wącham i mi niedobrze. Jogurcik wchodzi dobrze. To aż nieprzyzwoite, żeby najeździć się tyle po świecie i nie pochorować. Widać dopiero druga strona globu tak inną florę bakteryjną by mnie zmogło. W sumie to nie jest jakiś duży problem, tyko trochę mi niedobrze, dlatego nie spodziewam się że to zatrucie, a myślę że zmiana flory bakteryjnej. Trochę to męczące, ale dobrze że tu mnie bierze, a nie w Cairns. I mam nadzieję że do wylotu do Cairns mi przejdzie, bo niefajnie jak jest niedobrze, zwłaszcza w samolocie. Pewnie czytelnicy nie raz pomyślą sobie - ale jej fajnie, eukaliptusy, zaćmienie, góry, słońce - wyprawy daleko - trzeba to wyraźnie napisać, to nie tylko fajne nowe wrażenia. To również zmęczenie, stres, odnajdywanie się w nowych warunkach, narażenie bezpieczeństwa czy zdrowia, dostosowywanie się do otocznia (czasem bo nie ma innego wyjścia), czy właśnie biegunki podróżne. To jest cena za te fajne doznania. Ja uważam, że warto zapłacić. I cieszę się że mam pomocną dłoń czy radę od Kangura, Kangurki-gospodyni, Pharlapa, czy kolegi Kangura. Czy polskiego wsparcia oferującego taką czy inną pomoc czy informację przez pół globu, bo to też mam. Bo jest mi łatwiej dzięki temu objeść rzeczy przykre, a skupiać się głównie na tych rzeczach co cieszą, a tych jest tu mnóstwo. Mnóstwo!!!
I tym optymistycznym akcentem zakończę temat trudności i biegunek.

Drobne te kłopoty brzuszne nie przeszkodziły mi w pobieganiu następnego dnia, ani w wycieczcie w stronę klifów w górach - nad same klify i urwiska nie doszłam, bo troszku za późno wyszłam, ale i tak była fajna wycieczka. Zdjęcia wkleję niebawem i napiszę więcej o Błękitnych, bo one są górami tylko z nazwy. To wcale nie są góry. Naprawdę. Jutro napiszę więcej. To nie są góry.


Na zdjęciu poniżej - napis o tym że natura pracuje - bardzo mi się to spodobało. Generalnie Australia jest umierającym krajem, czy może przechodzącym ostrą zmianę gatunków i zasiedlanie europejskimi-amerykańskimi-itd. Torbacze są wypierane przez ssaki, itd. Australia wytworzy nową równowagę, dużo miejscowych gatunków zginie. Zginą. I tu już nigdy nie będzie tak samo. Żadna bariera na wlocie i ostre trzepanie bagaży tego nie zmieni - tylko opóźni. I dobrze, że choć opóźni, bo mi żal torbaczy. Ale jeśli w tym kraju chroni się przyrodę i szanuje się przyrodę - to może jest jakaś nadzieja dla torbaczy i roślin, może chociaż w ogrodach botanicznych. Obiema rękami się podpiszę - dajmy naturze pracować. A widziałam jeszcze kilka znaków "uwaga kaczki" przy jeziorku w różnych miejscach - Australia to naprawdę fajny kraj!




3 komentarze:

  1. Jeśli chodzi o kłopoty żałądkowe, to nie wykluczałbym grypy żołądkowej. Jesli chodzi o wyginięcie torbaczy.. no nie wiem. Wiem natomiast, ze co roku odstrzeliwuje się kilkaset tysięcy kangurów gdyż jest ich za dużo jak na możliwości ich wyżywienia bez uszczerbku dla roślin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, dobrze, kangury. Ale koalę to podobno już głównie w parku można oglądać, a nie na wolności?

      Usuń
  2. Koale na wolności? Prosze bardzo - najlepsze miejsca w okolicach Sydney i w moim stanie Wiktoria :
    http://www.shorttraveltips.com/where-to-see-koalas-in-the-wild-in-australia/
    Mało kto sobie zdaje sprawę z rozmiarów tego kontynentu. "..w parku mozna oglądać" :) Po pierwsze jeśli park oznacza park narodowy to są to często dziesiątki tysiący kilometrów kwadratowych zupełnie dzikich terenów. Po drugie - mozna ogladać - tu mamy setki tysięcy km2 terenów tak trudno dostepnych, ze rzeczywiście, tam nie można nic oglądać bo się tam nie dotrze.
    Przy okazji - zgadnij ile dzikich koni cwałuje po australijskich preriach? Bagatela - 400 tysiecy. A wielbłądów? - 200 tysiecy.

    OdpowiedzUsuń