Tu wszystko stoi na głowie
Znacie taki gwiazdozbiór co go można zobaczyć na zimowym
niebie, a nazywa się Orion? Wielki wojownik. Ma nogi, ręce, pas i miecz. Głowę
– jak to wojownik – ma malutką, reszta gwiazd jest lepiej widoczna –
najwyraźniej facet jest dobrze umięśniony.
Tutaj Orion też jest widoczny. Tak, słusznie się domyślacie
– ale mnie zatkało jak zobaczyłam. Gdzie ten gościu ma miecz?! Dopiero jak
chwilę pomyślałam – to było oczywiste – tu nawet gwiazdy są do góry nogami.
Proszę bardzo, zdjęcie z horyzontem – żebyście mi nie
mówili, że przekręciłam komputerowo. Specjalnie jest kawałek plaży ze światłami
dla promów. A poniżej zaznaczyłam gwiazdy dla osób gorzej czytających niebo.
Spotkałam też grupę polaków w Kurandzie (górska miejscowość
z kolejką widokową, garścią sklepów i zasłaniającym wszystko nieprzyjemnym
lasem deszczowym).
Szli z przewodnikiem polskim.
Pogadałam chwilę
Przewodnik popytał o zaćmienie, o tłumy, opowiedziałam o
cenach biletów lotniczych teraz. Po czym powiedział do grupy – widzicie
państwo, to dlatego były te wszystkie dopłaty co mieliście, bo zaćmienie było.
Słyszycie – było mnóstwo ludzi.
I tu opadła mi kopara.
No, ja to bym takiego idiotę to chyba za… powiedzmy…. uszy -
powiesiła.
Ci biedni ludzie przyjechali 16, dwa dni po zaćmieniu,
płacąc dopłaty za zaćmienie którego nie widzieli!?!?! Skąd ten gościu się
urawał?! Nie WIEDZIAŁ? To czym on się na co dzień zajmuje?!?! Nie turystką?!?!
No idiota!
Zmilczałam. Nie mój biznes. Jakoś nie lubię wycieczek
(niezbyt dobrze) zorganizowanych…
Spotkałam też grupą 4 rowerzystów którzy chcą objechać
Australię dookoła. Już są tu miesiąc. Z Polski ludzie. Minęliśmy się w
Kurandzie na wyciecze, odszukałam ich na stronie (mają oficjalnę stronę i
sponsowrów), ale obawiam się że się miniemy w Cairns. Nie szkodzi. Jak nawiążę
kontakt przez stronę to może nie miniemy się w Sydney.
Jeden z nich, najmłodszy ma raka – o czym dowiedziałam się
ze strony – i nie bardzo może chodzić, ale może jeździć na rowerze. Ma też
trochę komplikacji zdrowotnych, ale to prowodyr wyprawy. Jeszcze jedzie ojciec,
oraz rehabilitantka, oraz jeszcze ktoś czwarty, ale nie doczytałam kto, bo
tylko przerysowałam mapkę Cairns i pobiegłam ich szukać.
JA i tak bym sobie z nimi pogadała, nawet jakby byli
zupełnie zdrowi.
Nie znalazłam ich w mieście, może postawili krzyżyk na mapie
tak orientacyjnie, bo tam nie było hostelu ani parku tylko zwykle mieszkalne
domy. Zobaczymy. Zapamiętali mnie bo spotkali niewielu Polaków – a ja z kolei
zagadnęłam krótko bo miałam zaraz OSTATNI autobus powrotny z Kurandy co Cairns.
NA pytanie gdzie będą spać powiedzieli – nie wiemy, ale mamy namioty. J
To lubię.
Napiszę do nich, zobaczymy. Co ma wisieć, nie utonie.
Liluś, duże misiaczki z Wodzisławia :) Cmok.
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńRzeczywiście na głowie. Niby to oczywiste, ale jakoś człowiek jak nie zobaczy, to nie uwierzy. :-)
OdpowiedzUsuńOlaf