---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

piątek, 30 listopada 2012

Fishing - byłam na rybach



Scenka rodzajowa:

Hostel. Stoję obok menadżera. Obok stoi inny gość hostelowy i skarży się:
- Tu są karaluchy. Jeden wczoraj spadł na mnie w nocy i mnie obudził. Możemy coś z tym zrobić?
- Cóż… - odpowiedział menadżer wzruszając ramionami z miną mówiącą „nic z tego” – przecież tu jest Quinsland.

Autentyk.
Tu karaluchy są i masz się z nimi zaprzyjaźnić.

Jestem szczęściarą – w żadnym z moich trzech hoteli nie trafiłam. I teraz nie będę zmieniać pokoju. Ja je wiedziałam, są duże, takie tropikalne, większe niż nasze i ohydne, ale w swoim pokoju nie widziałam. Uff..

Koniec scenki rodzajowej.

--------

Fishing

Czyli

Byłam na rybach

Facet z łodzi na dzień dobry uprzedził, żeby nie wystawiać nóg za burtę i nie bełtać wody, bo krokodyli jest dużo i one lubią jeść. Zwłaszcza kobiety o białej skórze są najsmakowitsze podobno (większość ludzi na łodzi to były babki i to wcale nie ja byłam najbardziej biała, ja zdążyłam już złapać słońca przez te dwa tygodnie.) Nie wiem czy krokodyle lubią białe, może po prostu szefu wyprawy takie lubi i tak mówi o krokodylach.
Tak czy siak, jeden do nas przypłynął. Gościu powiedział że to dlatego że on coś robi z tą łodzią (nie zrozumiałam dokładnie co robi) tak że nie płoszy krokodyli. I dlatego one przypływają do niego. I że inni ludzie robią to coś (nie zrozumiałam co) i krokodyle się boją i nie podpływają tylko nurkują i się chowają. Sens był taki że on jest dobry człowiek co szanuje przyrodę. I dobrze, bo pierwszy raz widziałam krokodyla. Ten był mały, taki ze 2,5 metra, i gościu zapowiedział, że  w pobliżu powinna być mamusia, znacznie większa. Faktycznie z 10 minut później mignęła nam przez chwilę mamusia.

Ryby – złapałam trzy, ale na tyle małe, że gościu powiedział żeby wypuścić bo nie trzymają wymiaru. Niemniej – to ja pierwsza ze wszystkich złapałam rybę J.


Na zdjęciach krab – jedliśmy je, ugotowane, te same co na zdjęciach jedliśmy. Smak zbliżony do paluszków krabowych, kupowanych w Polsce i to dość tanio. Delikatna włóknistość mięsa, znana z paluszków, była też w oryginalnym krabie. Trochę jak dynia makaronowa, ale to nie jest twarde, to jest nadal miękkie, to tylko taka uroda mięsa. Niezłe, ale zdecydowanie wolę ryby.

Jedliśmy też ryby, w wersji surowej, czyli saszini (nie wiem jak to się pisze, ale czyta się saszini) – czyli takie sushi, ale bez ryżu, sama ryba maczana w sosie. Ja to bardzo lubię. Z przyjemnością jadłam. Zwłaszcza że ryba bardzo świeża.

Trochę byłam rozczarowana, że nie mam żadnej ryby na wynos. Ale skoro nie złapałam dużej to się nie upominałam. Niemniej – wydaje mi się że złapaliśmy więcej niż zjedliśmy i że gościu gdzieś w międzyczasie parę ryb sobie schował.
Gościu w ogóle miał niezłe gadane, miło się słuchało, i ładnie o nas dbał. Niemniej mam troszkę wrażenia że jest mocny w gębie i że jednak można nam było dać nieco więcej za te pieniądze, ale to dotarło do mnie dopiero po powrocie, jak się na spokojnie zastanowiłam.
Może popłynę drugi raz na ryby bo mi się podobało, ale na pewno będę chciała spróbować innej łodzi wtedy.

A haczyki i metody mają tak prymitywne że aż boli. Polskie ryby by się nie złapały. Już rozumiem czemu jakiś gościu na internecie na forum wędkarskim tak pluł na tutejsze wyposażenie – byłam w sklepie i faktycznie tam jest tylko to, co było na łodzi. Hak gigant, ciężarek po zbóju, żyłka i nic więcej. Ani spławika, ani koszyczka z zanętą, ani nic. Dobrze, ja tam mogę i takim czymś łowić, zwłaszcza że działało. Ciągnie mnie do ryb.








7 komentarzy:

  1. Kurdesz, jak miło Cię widzieć! Radosna jesteś jak Słoneczko :) Z wielką przyjemnością tu zaglądam. Baw się dobrze Słonce !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maluj, Wanduś, maluj, to może też pojedziesz.

      Usuń
  2. Słaby sprzęt wędkarski? Wytłumaczenie jest proste - skoro i na to się łapią, i to tak, ze trzeba wyrzucać, no to po co wysilac się na wiecej? Pozdrawiam i życzę udanych połowów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Pharlapie. Twój blog życzy sobie logowania, czego ja sobie nie życzę, więc napiszę Ci tutaj - że bardzo ładne drzewo sfotografowałeś.
      ( http://drugiezyciebloggera.blox.pl/2012/11/wpis.html )

      Usuń
  3. super zdjęcia, widać że ta wyprawa Ci służy :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwłaszcza ostatnia zdobycz jest rewelacyjna :-)

    Olaf

    OdpowiedzUsuń
  5. Lilaaa nigdy jeszcze nie widziałam Cię tak rozesmianej!!

    OdpowiedzUsuń