Były chmury. Widać było mało, prawie nic. Zasłaniały chmury,
ale paradoksalnie zdjęcia są właśnie dlatego ciekawe – bo chmury tworzą ładne
wzory i coś się dzieje na zdjęciu, podczas gdy uczciwe, czyste zaćmienie jest
na zdjęciu nudne.
Jestem potwornie zmęczona. Zeszło ze mnie dwutygodniowe
napięcie niezałatwionego dojazdu do Cairns, niewybranego dobrze miejsca na
obserwację – należy przyjechać 24 godziny wcześniej i ustawić się w
potencjalnym miejscu obserwacji, żeby zobaczyć gdzie jest słońce i czy nic nie
zasłania, drzewa, góra, budynek. Ja przyjechałam wieczorem, i pobiegłam od razu
na plażę obserwacyjną – i zdębiałam. Wiedziałam, że tam jest jakiś półwysep co
się może wciąć w słońce, ale dopiero jak zobaczyłam to dotarło do mnie że on
jest solidnie górzysty i po prostu może mi wszystko zasłonić. Wyobrażacie
sobie? Przejechać pół kuli ziemskiej i wylądować na zaćmieniu za górą?!?!
Wyobrażacie sobie coś bardziej głupiego? Ciśnienie mi wzrosło. Dla ułatwienia:
przesunięcie się w prawo pogarszało sytuację, byłabym bliżej półwyspu.
Natomiast w drugą stronę plaża się kończyła, a zaczynało ujście rzeki i las
deszczowy. Z krokodylami. Dojazd gdzieś dalej.. cóż.. jest 9 wieczór, zaćmienie
o 5 rano – co ja załatwię?! Przemyślałam, uznałam że faza całkowita powinna być
dość wysoko nad horyzontem i pozostanę przy plaży. Ale pewności czy dość wysoko
to nie miałam.
Start – wschód słońca – jak widać – góry i chmury.
Dobrze po pierwszym kontakcie, czyli już solidnie wygryzione
słońce wreszcie raczyło wyjrzeć, pierwszy raz widzieliśmy słońce przez
kilkanaście sekund, ludzie zaczęli klaskać.
To samo z filtrem na słońce (wszystkie pomarańczowe są z
filtrem)
I poniżej - uwaga - jedna jedyna sekunda całkowitego. Jak kto wie gdzie patrzeć to się dopatrzy pierścienia z diamentem, ale jakby tych chmur nie było to nie trzeba by było tłumaczyć, bo by diament był widoczny. Zaraz potem było znów częściowe.
I poniżej - uwaga - jedna jedyna sekunda całkowitego. Jak kto wie gdzie patrzeć to się dopatrzy pierścienia z diamentem, ale jakby tych chmur nie było to nie trzeba by było tłumaczyć, bo by diament był widoczny. Zaraz potem było znów częściowe.
Zrobiło się zimno, zrobiło się ciemno, ale nie było
płonącego horyzontu i za chmurami to efekt był mało spektakularny, trochę jak
ciemniejsze chmury i tyle.
Potem chmury i czasem dziura. Na zejściu słońce jest wygryzione w drugą stronę.
I koniec:
KOniec :-)
Świetnie to opisałaś - potrafisz wzbudzić emocje.
OdpowiedzUsuńtak sobie właśnie pomyślałam, że to takie wspaniale pierwotne - oglądanie zaćmień. (Nawet tylko na zdjęciach). E.
OdpowiedzUsuńW nieszczęściu pogody miałaś szczęście jednak zobaczyć.
OdpowiedzUsuńGratulacje za trzecie zaćmienie.
Ekstra foty. Przebiłaś sama siebie o kilka długości.
OdpowiedzUsuńStefan. K
DZięki, moi mili. Dopiero teraz dorwałam się do nieco lepszego netu. Warto było.
OdpowiedzUsuńSuper. Chyba już rozumiem po co ludzie jadą oglądać zaćmienie. Właśnie dla tego napięcia i ulgi...
OdpowiedzUsuńOlaf