Nie ma to jak dobry, pikantny tytuł odcinka, prawda?
Było to tydzień temu. Zmieniałam hostel.
Zamówiłam Ci ja u recepcjonistki żeński pokój.
Wchodzę.
Ludzi nie ma, rzeczy leżą. Patrzę, które łóżko wolne, patrzę
na ich rzeczy… i coś mi się nie zgadza. Jak babka ma łóżko, to zwykle wisi
jakaś kiecka w kwiatki, pareo kolorowe, szalik, apaszka, cokolwiek. A tu nic.
Chm… Może to Niemki sportsmenki?
Popatrzyłam na buty – no nie, żadna babka nie nosi takich
kajaków!
Taką to mamy nieprzytomną recepcjonistkę w hostelu.
Ale nic to, gościu przyszedł, obśmiał recepcjonistkę wraz ze
mną (jemu też jakiś numer wycięła, mi zarezerwowała inny rodzaj pokoju, nie
tylko w kwestii płci ale i łazienki wewnątrz pomieszczenia). I zostałam. Miło
się gadało. A mi nie robi większej różnicy, przywykłam do zbiorówek w
schroniskach PTTK.
No i teraz wiecie, czemu sypiam z Francuzem. Razem. W jednym
pokoju. Na sąsiednich łóżkach. A dodatkowo jeszcze z gościem z Nowej Gwinei.
Bardzo mili faceci.
A na zdjeciach trochę czerwonych drzew, bardzo je lubię. Szkoda że nie naoglądam się fioletowych w Sydney, ale coś za coś. Trudno. A płatki opadają na ziemię i robi się czerwona, fajnie to wygląda.
Wróble ćwierkały, że w Polsce dziś zrobiło się biało.
Dziś krótko, bom śpiąca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz