Nabieram wprawy.
Przyłożyłam pacjentowi wacik z spirytusem pod ucho, na kleszcza. I trzymałam. Pacjent się lizał. Nie zwracał na mnie, ani na wacik, uwagi. Wylizał łapy, wylizał ogon, tułów sobie wylizał. Tylko za uchem się nie lizał, tam gdzie trzymałam.
Po paru minutach, wzięłam na kolana, ustawiłam łeb, odgarnęłam sierść - dużo jej nie było, chyba bardzo swędziało, bo aż łysinkę miał wydrapaną. Złapałam kleszcza u podstawy PĘSETĄ CHIRURGICZNĄ - i tu właśnie leży klucz do sukcesu - bo chirurgiczna oznacza tyle, że na końcu pęsety jest ząbek i rowek na ząbek. A taki ząbek bardzo poprawia chwyt. A ta jeszcze miała cienką, zagiętą w bok końcówkę, tak że mogłam podejść do główki kleszcza z boku, a nie z góry. Cudownie. I teraz to wystarczyło szarpnąć, przytrzymując skórę wokół. I wyszedł. Cały. Z główką. Elegancko.
Pacjent leżał grzecznie na kolanach i pozwalał sobie dłubać za uchem. Chyba bardzo go swędział ten kleszcz, a koci skurczybyk doskonale wie, że mu pomagam. Jak trochę zaczął ruszać łbem, bo coś tam się obok działo, to lekko przydusiłam łeb. Ale łapy ani drgnęły. Leżał zwinięty w kłębek na kolanach. Tym razem usuwałam bez asysty, bez trzymania, bez pomocy. Licząc tylko na zrozumienie pacjenta.
I słusznie liczyłam.
Przyłożyłam pacjentowi wacik z spirytusem pod ucho, na kleszcza. I trzymałam. Pacjent się lizał. Nie zwracał na mnie, ani na wacik, uwagi. Wylizał łapy, wylizał ogon, tułów sobie wylizał. Tylko za uchem się nie lizał, tam gdzie trzymałam.
Po paru minutach, wzięłam na kolana, ustawiłam łeb, odgarnęłam sierść - dużo jej nie było, chyba bardzo swędziało, bo aż łysinkę miał wydrapaną. Złapałam kleszcza u podstawy PĘSETĄ CHIRURGICZNĄ - i tu właśnie leży klucz do sukcesu - bo chirurgiczna oznacza tyle, że na końcu pęsety jest ząbek i rowek na ząbek. A taki ząbek bardzo poprawia chwyt. A ta jeszcze miała cienką, zagiętą w bok końcówkę, tak że mogłam podejść do główki kleszcza z boku, a nie z góry. Cudownie. I teraz to wystarczyło szarpnąć, przytrzymując skórę wokół. I wyszedł. Cały. Z główką. Elegancko.
Pacjent leżał grzecznie na kolanach i pozwalał sobie dłubać za uchem. Chyba bardzo go swędział ten kleszcz, a koci skurczybyk doskonale wie, że mu pomagam. Jak trochę zaczął ruszać łbem, bo coś tam się obok działo, to lekko przydusiłam łeb. Ale łapy ani drgnęły. Leżał zwinięty w kłębek na kolanach. Tym razem usuwałam bez asysty, bez trzymania, bez pomocy. Licząc tylko na zrozumienie pacjenta.
I słusznie liczyłam.
Witam!
OdpowiedzUsuńSuper sposób na kleszcze Czy taką pęsete można gdzieś kupić? Mam znajomą, która mieszka na wsi pod lasem i ma wokół furę kleszczy. Na dodatek oprócz krów ma 6 kotów i mocno kudłatego psa (przybłąkanego, uciekł drwalom)Dla niej takie narzędzie do łapania kleszczy było by bezcenne .
Twój Kot jest wspaniały, oczywiście zwierzęta zawsze wiedzą komu mogą ufać.
Pozdrawiam Was oboje.
Pęstę z ząbkiem, czyli chirurgiczną, najlepiej z cienką końcówką, i ja to mam jeszcze zagiętą w bok, wygodniejsze dojście - ale to nie jest konieczne.
UsuńKupić można w sklepie medycznym. Ja nie kupowałam, dostałam kiedyś, jeszcze przez studiami w prezencie. Długo się nie przydawała. Możesz też zapytać w jakimś zaprzyjażnionym ambulatorium czy nie mają jakiejś starej, żeby pożyczyć, żeby się przekonać czy to działa i się sprawdza. A czasem może mają jakąś zbędną, co chirurgowi nie podeszła.
Mi się bardzo sprawdza.