Jak poluje miastowy kot: Na środku jasnego kwadratu dwa na
dwa metry, takiej jakiejś wykładziny antypoślizgowej przed wejściem do garażu,
w każdym razie na tle dużego, jasnego kwadratu siedzi sobie przyczajony,
rozpłaszczony koteczek. Czarny koteczek. Z czerwoną obróżką. Znakomicie
widoczny, ale za to bardzo rozpłaszczony. Sikory go widzą i się drą. Ale tak
przez chwilę tylko, bo potem zaczynają spokojnie ćwierkać i ignorują
kota-idiotę.
Ale on wcale nie jest idiota. On jest tylko bardzo początkujący.
Kotencja miastowa, zna tylko mieszkania i balkony, ptaki
zawsze były, ale były w tym trzecim, niedostępnym wymiarze: gdzieś, tam, w
przestrzeni, daleko poza zasięgiem. A tu były ptaki, tu, obok, blisko, bez
szyby, bez niczego, tak sobie były i się ruszały i można było podejść! Tylko
odlatywały, jak się podeszło, ale można było się też zaczaić!
Kotencja był wyraźnie był zdumiony tym, że można pobiegać we
wszystkich wymiarach, a teren był mocno trójwymiarowy, bo na skarpie. Był tak
przytłoczony nadmiarem wrażeń, że w pewnym momencie wlazł za okno i zaczął
patrzeć na ptaki zza szyby. To było pierwszego dnia, normalnie wlazł za szybę i
przycupnął, żeby sobie odpocząć w środowisku, jakie było zawsze.… Ale tylko chwilę.
Teraz już biega jak stary.
Witam
OdpowiedzUsuńDo dobrego kot, jak człowiek szybko się przyzwyczaja. A trójwymiarowy świat w naturalnym technikolorze pociąga. Pewnie za chwilę odezwą się w nim geny łowcy i oj, biedne będą miejscowe myszy! Ptaki przynajmniej mają skrzydła i tak łatwo złapać się nie dadzą. Życzę Panu Kotu niezapomnianych wiejskich wrażeń, a Wam obojgu wspaniałego wypoczynku, no i dobrego netu.