---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

czwartek, 26 stycznia 2012

SERCE W GARDLE

Odpowiadając na kilka pytań czytelników w komentarzach (kolejność chronologiczna)

1. Komu zostawić kota, jak wyjeżdżam – ano zostaje z domownikami. Jak nie było mnie dwa dni to cała sprawa sprowadzała się do sprzątnięcia kuwety. Żarcie miał – chrupki i wodę. Wyjeżdżając dałam mokre. Ewentualnie można mleka nalać (mój lubi i może). A kuweta ma silikonowy żwirek, wymieniany raz na miesiąc, i naprawdę ładnie chłonie zapachy. Tak naprawdę jestem neofitą w zostawianiu kota. Poszło dobrze. Jakby było potrzeba to wrócimy do tematu.

2. Gdzie byłam – ano u znajomych w i koło Łodzi, to ludzie ze stowarzyszenia AMŻ. Tego co mam z boku stronę podaną. I tego co prowadzę czaty w czwartek od 22 do 24 (polchat, pokój sens). Ustalaliśmy program na czerwcowe warsztaty. Będzie nad morzem (miau!) i będzie miedzy innymi gra w cash flow – już sobie ostrzę zęby. Jakbym w górach była to już by wisiały zdjęcia :-)

3. Napiszę o szczepionkach.


A teraz o tym sercu i gardle.

Siedzę na działce przed kominkiem, kocioń gdzieś buszuje po krzakach. Wolę jak siedzi w altance ze mną, niż jak łazi, wtedy wiem że z nim wszystko w porządku. Ale on woli łazić. A niech ma. Jak łapy zmarzną to miauknie pod drzwiami, żeby wpuścić. Niemniej trochę się martwię i cały czas nasuwa mi się taka refleksja – że na działce to wiem kiedy z kotem przyjdę. Ale kiedy wyjdę – to wolna amerykanka. Raczej przychodzi na wołanie. Ale czasem po 2 minutach, czasem po 10 a czasem po pół godzinie. I nigdy nie wiem kiedy…. Jak ostatnio czekałam 10 minut i wołałam i chodziłam wokół domku – to było to najdłuższe 10 minut w moim życiu. No dobra, były momenty kiedy działy się w moim życiu rzeczy groźniejsze, ale jakoś zwykle od się działy szybko i już. A tutaj czekać, czekać, czekać. A jak coś się stało… A jeśli w Polskę poszedł…. A jak gdzieś marźnie, bo się zgubił…  Ojoj. Niemniej jak patrzę z jaką radochą kocioń daje w długą w te krzaki, to nie mam serca mu zabraniać.

Dziś na śniegu widzę ślady łapek – już wiem gdzie siedzi. W takiej najgęstszej kępie krzaków. I już. Wcale nie łazi daleko. I już wiem co jest grane, jak nie przychodzi. Po prostu nie chce mu się ruszyć. Co nie znaczy, że kiedyś gdzieś nie polezie albo coś się nie stanie.  Ale „gadaj se pańcia, a ja se posiedzę” – to najczęstszy scenariusz. W końcu to kot, a nie pies.


Na zdjęciu kocioń w wersji typowej dla stanu niewyprowadzenia i znacznego znudzenia (gryzie mnie w rękę).

2 komentarze:

  1. Witam!
    Mając kota w męskiej wersji trzeba się przyzwyczaić do jego wędrówek.Te krótkie wycieczki to dopiero wstęp do marcowych wypraw w poszukiwaniu dziewczyny. Wtedy kawalera czasem przez 2-3 doby nie ma w domu, a pańcia (też dziewczyna) wtedy w życiu Kota się nie liczy. Dobrze, że kochać to znaczy wybaczać i radość obojga, po powrocie zbiega jest silniejsza niż poprzedni stres i tęsknota.Przeżywałam to dziesiątki razy przez dziesiątki lat i jedyne co nam zostaje to zaakceptować potęgę natury która chce w każdej wersji, kociej też, być wiecznotrwała.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale to jest kot w wersji męskiej - byłej!
    Też będzie wędrował? Podobno to zależy od kota i sposobu cięcia, znajoma (czytająca tego bloga) posiada kota w wersji byłej, który jest do czynności mimo wszystko zdolny, więc mają razem z niekastrowaną kotką fajnie. Jest to jedyny kot jakiego znam który tak ma. Ale dobrze, że piszesz. Jakoś nie zapomniałam że ciachnięty nie musi oznaczać niezainteresowany. A to trochę mi zmieni sposób wypuszczania zbója.
    Dzięki!

    OdpowiedzUsuń