---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

niedziela, 14 września 2014

Norwegia- dzien 3- jedzenie survivalowca



Przyszedł Norweg i pogadał. Chodziło mu ile dni chcę tu siedzieć. (Zgodnie z przepisami mogę dwa dni). Powiedziałam, że chcę 10, jeśli to by było możliwe. Bo tyle będę w Norwegii. Przedstawiłam się też i powiedziałam, że jestem pierwszy raz w tym kraju.

 Norweg odparł, że to niemożliwe. Że prawo mówi, że mogę być dwa dni. Tak, miał rację, nie oponowałam, powiedziałam, że ok, przeniosę się, Choć nie wiem czy do końca zapanowałam nad wyrazem twarzy - nie chciało mi się ciężkiego wora nosić.
Norweg spytał ilu nas jest?
Cóż. "Nas" jest jeden - ja, sama jedna.
- Sama?! - Norweg nie krył zdumienia.
- Tak, sama. - Widzę po twarzy, że nie bardzo wierzy, to dopowiedziałam - Pracuję z ludźmi. Chętnie na wakacjach odpocznę bez ludzi.
- Naprawdę jesteś sama?
CZego jak czego, ale tego byłam pewna.
- Tak.
- To gdzie ty pracujesz?
- W szpitalu. - już nie dodałam że "mental" (dla czytających nie anglojęzycznych - szpital "na głowę"). Uznałam, że to już może być dla niego za dużo.
- Możesz zostać 10 dni, jeśli jesteś sama. Tylko... - tu Norweg się zakałapućkał w słownictwie, ale ja się domyśliłam
- Tylko mam po sobie sprzątać.
- Właśnie.
- Ja sprzątam. Patrz, przecież mam czysto.
- Tak, to prawda. Ale będę sprawdzał.
- Dobrze.

Uważam, że jestem tu gościem i jak mam być gościem mile  widzianym, to mam zostawić miejsce nieruszone, czyste, świeże, jakby mnie tu nie było.

Dobrze, bo bałam się palić ognisko, do dziś nie jestem pewna czy można czy nie można. Ale jak się zgodził, a już paliłam to się czułam "w prawie". Dobrze, bo dla survivalowca ważny jest ogień.
Dla surwiwalowca ważne jest stałe miejsce, gdzie może wracać, coś zaplanować, coś uzbierać na zapas.



 Owsianka poranna. Z płatkami kwiatów.


Rybki pieczone

 Placki, rybki i grzyby na chrupko. Smażone. (trochę mi się znudziły surwiwalowe papki gotowane - chciałam się w coś wgryźć.)


Grzyby do zupy

"Herbata" - liście malin, jarzębina, i niestety trochę węgla z ogniska. Bardzo lubię liście malin jako herbatkę. A jarzębina okazała się dobrym dodatkiem, w herbatce była kwaśna, nie gorzka. Prawdę mówiąc niemal nie było owoców, po mega suchym lecie.

Jarzębina na drzewiw. JAkieś takie rachityczne je mieli.

MOja polanka z ogniskiem.

Zagroda na ryby. Jak złapałam to wpuszczałam je do małej ogrodzonej zatoczki, z której nie mogły wypłynąć. W ten sposób nie musiałam ich jeść tego dnia co złowiłam. MOgłam nałowić i przetrzymać. PRzestałam się bać że spadnie deszcz i będę jeść same płatki.

A tu - prawdziwe śniadanie survivalowca na ekologicznym talerzu.


Ps. Na wyprawę zabrałam skropię w postaci mąki i kasz i płatków.
Białko w postaci mleka w proszku.
Olej do smażenia.
Sól.
Dwie czekolady ratunkowe. Na czarną godzinę.
Mięso miałam sobie upolować, a witaminy uzbierać. Jak widać - działało.
A jakby nic nie było, to na kaszy z mlekiem da się przeżyć, najwyżej się trochę schudnie. Ale było fajnie, bez chudnięcia.

1 komentarz:

  1. Lofoty--RAJ-nie wyjade stad nigdy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń