---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

piątek, 12 września 2014

Rycerze norwescy (z Polski)

Rozgościłam się nad jeziorem. Wypłoszyłam bobra - sąsiada. Pozbierałam grzyby. Popaliłam ogień. Popatrzyłam w gwiazdy. Po paru dniach poczułam się u siebie.

W krzakach pojawiło się dwóch gości z siateczkami. Zbierali grzyby. Przywitałam ich jakimś grzecznym hello, i ciekawa byłam czy Norwedzy. Pasowali mi bardziej na słowian. I faktycznie, zagadali do siebie po polsku.

Pogadaliśmy. Panowie od słowa do słowa powiedzieli, że mnie jeszcze odwiedzą.

Nie bardzo w to wierzyłam. Ale następnego dnia pojawili się z nieodłącznym piwem i wielką wałówką w garści. Na ognisko.

Zmartwiałam. Wiem, co oznacza wielka wałówka. Zaraz wyciągną wódę. A ja co? Trzeba będzie dyplomatycznie zwiać.

Przenieśliśmy się z paleniem kawałek dalej od namiotu, uznałam, że jak wyciągną flaszkę, to ja sobie pójdę, a tymczasem może zdążę zagotować zupę (grzybową oczywiście). Panowie chrust donieśli (miła odmiana po paru dniach kiedy sama sobie ganiałam po drzewo, dla jednej osoby to jest kupa roboty i palić i zbierać i gotować) Zupa wyszła piękna, ja piłam herbatkę, panowie piwko, zaproponowali grzecznie i mi, ja grzecznie podziękowałam, ale kiełbaskę podarowaną upiekłam i zjadłam, a do warzyw dorwałam się jak dziki człowiek co tydzień nie jadł (nie jadłam warzyw tylko 5 dni...).

Miło się gadało, gwiazdy mrugały na niebie, kiełbaska i zupa zjedzona, piwko wypite, panowie sięgnęli do przepastnej torby, a ja widząc ten gest sięgnęłam po rzeczy, żeby zmiatać, gdy pokaże się wódzia.

Panowie wyjęli z toby.... słodycze! Jakieś ptasie mleczko, jakieś czekoladki, jakieś cukierki z orzechami.
Zatkało mnie.
I jeszcze parę puszek jakiś napoi miridno czy colo-podobnych, żebym miała co pić.
Szok.
Polacy?

Odetchnęłam.

Przez kolejne dni byłam rozpieszczana a to owocami takimi czy śmakimi, a to wyprawą na ryby, a to słodyczami, a to mlekiem czy jogurtem naturalnym (takim jaki lubię i bez cukru), a to makrelami i zestawem do wędzenia. Czasem to własny facet tak nie dbał jak oni o mnie dbali. Było mi bardzo bardzo miło.

Tak miło, że aż się trochę zaczęłam bać. I dzwoneczek dzwonił mi w głowie: jak nie piją, to pewnie się zaraz dowiem jaka to żona zła i jacy oni samotni i jak to bym mogła pocieszyć.... Po wyprawie do Australii i kontaktów z Polonią nie miałam większych złudzeń do tego, że propozycja padnie.
Było sporo okazji, a to ryby, a to obiad, a to korzystałam z prysznica. Byłam tylko ciekawa kiedy.

I... nic.
Nawet ostatniego wieczoru nic.
Przeciwnie - wszystko w białych rękawiczkach. Żadnego podchodzenia do namiotu, żadnego pchania się na siłę, jakieś zdystansowane i kulturalne żarty, zachowanie dystansu. Pełen wersal.
Zaopatrzyli w ryby, grzyby w słoikach, jedzenie, wodę na drogę, odwieźli na samolot, pomachali rączką i poszli.
Szok.
Nic? Normalni są? Znaczy nie normalni, bo żon nie zdradzają (a wszyscy tak, więc "normalność" to pakiecik propozycji na wyjazdach. Nie tylko ja mam te doświadczenia, różne rzeczy słyszę od dziewczyn w klubie turystycznym). Jejku, nic nie chcieli! Pogadać chcieli, pobyć w miłym towarzystwie, innym niż zwykle. Bo dobrze im się ze mną gadało. I.. nic więcej. Szok.

Po prostu rycerze.
Szok.
Szok.
Szok.







1 komentarz:

  1. pozdrowienia z Narvik-Slawek,Bubi-pierwszy przystanek,aby sprawdzic wynik Iran-Pol

    OdpowiedzUsuń