---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

niedziela, 21 września 2014

Miłość przodków naszych. Pawlikowska - Jasnorzewska

Czytam jej biografię napisaną przez Samozwaniec, jej siostrę. Obie były niezłe agentki. To że Pawlikowska-Jasnorzewska miała trzech mężów to wiedziałam. To że jej podwójne nazwisko to nazwisko męża nr 2 i męża nr 3 - to wiedziałam. Ale że one obie to kręciły z facetami równo - to nie wiedziałam, że aż tak.

Powaliła mnie historia z lotnikiem. Trzeci mąż to też lotnik, ale to nie ten, to taki jeden lotnik przed nim, co się akurat nie załapał na męża.

Akt pierwszy - "wzloty"
Pani Maria, stanu lokalnie wolnego (po pierwszym albo po drugim rozwodzie, nie pamiętam), zobaczyła zdjęcie w gazecie, facet jej się spodobał. To jakiś sławny lotnik był. Napisała list do redakcji z prośbą o przekazanie lotnikowi. Czekała na odpowiedź. I odpowiedź nadeszła, lotnikowi list się spodobał, a i kobieta, która go pisała, zafascynowała go. Od słowa do słowa, od listu do listu, zaczął się płomienny romans pocztowy. A potem Pani Maria pojechała do Paryżewa, żeby się spotkać z lotnikiem. Powiedzmy sobie jasno i wyraźnie, nie w celach platonicznych. Spotkali się, zobaczyli, przypadli sobie do gustu, zamieszkali razem w hotelu, gdzie zameldował ją jako żonę, sielanka. Sielanka trwała do czasu, aż do drzwi pokoju,  kiedy Pani Maria była sama, bo kochanek wyszedł, zapukała.... prawowita żona lotnika. Kochająca i zrozpaczona
Po dramatycznej scenie, gdzie obie panie były i zrozpaczone i kochające i pełne, o dziwo, zrozumienia dla siebie nawzajem, Pani Maria opuściła pokój, zostawiając w nim prawowitą żonę. Przeniosła się do innego hotelu.

Akt drugi - "upadki"
Nazajutrz lotnik zjawił się w pretensjach, że przecież tylko ją kocha i jak mogła tak odejść, a żona, och, żona jest nieważna, jest z nią tylko z litości, bo biedactwo tak go kocha, że jeszcze gotowa zrobić jakieś głupstwo. Lotnik kocha tylko Panią Marię, i jutro do niej przyjdzie. Maria uwierzyła. I nastąpiło płomienne pogodzenie.
Jutro... nie przyszedł.
Przysłał list, że coś przeszkodziło, ale zaraz jak tylko to rozwiąże to on natychmiast... List był tak pełen miłości, że Pani Maria uwierzyła.
Domyślacie się....
Lotnik nie przyszedł. Pani Marii zaczęły się kończyć pieniądze, przeniosła się do tańszego hoteliku, ale czekała, wierząc. Listy były coraz rzadsze a "jutro" coraz odleglejsze, Pani Maria oszczędzała na jedzeniu i zmieniała hotele na coraz tańsze. Wreszcie listy ustały zupełnie, a jej całkiem skończyła się kasa, więc wróciła z Paryżewa do domu, gdzie położyła się do łóżka zabrawszy tam sporo dobrego jedzenia i zamknęła drzwi by w spokoju płakać.

Akt trzeci - "historia kołem się toczy"
Gdy tak snuła się po kątach jako ten wrak człowieka, to przypomniał jej się czterowiersz. Ten, co go już na blogu wpisałam, a autorka biografii przytacza go w tej, bardziej uczuciowej formie:

Gdy się miało szczęście, które się nie trafia:
czyjąś miłość i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to - to jest bardzo mało...


Piękny, prawda? Mnie porusza. Ale, ale.... zwróćcie uwagę: przypomniał jej się. Bo napisała go wcześniej. Dla innego pana... Ups.

Oklaski!
Kurtyna!

---

Książka nazywa się "Maria i Magdalena" autorstwa pani Samozwaniec. Napisane fajne rzecy i w fajny sposób, dobrze "się czyta". A jakby kto narzekał na zepsucie obyczajów, i że kiedyś to ludzie tacy rozwiąźli nie byli - to niech przeczyta koniecznie. Zdejmuje łuski z oczu. A nie można się oderwać od lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz