---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

niedziela, 7 września 2014

Norwegia - Ale tu naprawdę są ryby!!!


Moi zaprzyjaźnieni Polacy czytają regularnie bloga, a zwłaszcza obecne relacje z Norwegi :-), i głośno mi się rozprotestowali. Że oni wcale nie ze sklepu, że oni naprawdę, że własnymi rękami! I zdjęcia mi tu przyślą!

Zamieszczam poniżej przysłane zdjęcia. Te pierwsze ryby, takie srebrzyste z paskowaniem na grzbiecie to makrele, te drugie to dorsze.

Tak przypadkiem wszystkie zdjęcia są z domu, nie z łodzi, (ani nie sklepu...), ale żeby nie było wątpliwości - ja sobie robię jaja ze sklepem. Wierzę oczywiście, że wszystkie były w morzu złowione. Norwegia jest nazywana wędkarskim rajem. Tylko to nadal jest tak, że nie można zarzucić byle jakiej wędki byle gdzie. No i jak widzicie, te ryby nie mają dwóch metrów i nie ważą po 10 kg. Duża ryba bywa, częściej niż w PL, ale trochę jednak trzeba umieć by złowić. Buty (użyte do porównania wielkości ryby) na zdjęciach są nie moje, tylko jednego z Polaków, wysoki facet, wielka stopa - tak wyjaśniam, bo ja też czasem używam własnej nogi dla oddania proporcji na zdjęciach, i mam małą stopkę.

Dzięki życzliwości chłopaków mam nie tylko ryby, ale i dostałam plecionkę (taka bardziej zaawansowana żyłka, co nie jest tak naprawdę żyłką, i jest mocniejsza) i co ważne - zestaw do łowienia makreli i dorszy - zestaw to jest to, co dynda na końcu linki (żyłki). To często jest coś więcej, niż goły haczyk. Zwykle jest tam co najmniej ciężarek, czasem jakiś spławik, czy inny bajer. W tym przypadku jest to pięć haczyków (tak wolno w Norwegii, w Polsce nie) i mają "grzywki" z kolorowych włosków przypominających grzywki kucyków Pony. Podobno któryś wyrabiający te haczyki zabrał kiedyś dziecku kucyka czy lalkę i przerobił na zestawy wędkarskie, za co dziecko wdzięczne nie było, i trudno się dziwić.

Zdjęcia zrobię tym makrelowym haczykom, ale nadal nie chce mi się ogarniać logistyki że na jednym kompie net a na drugim narzędzia do zdjęć. Zrobię to niedługo, ale na razie powiem szczerze, ciągle jeszcze źle się czuję po tym zatruciu gazem, a bieganie po mieście w kwestiach pracy, w upale, tłoku i niezłym ciśnieniu psychicznym, bo trochę mam komplikacji - to wcale mi stanu zdrowia nie poprawia, wręcz jest po prostu gorzej, niż jak siedziałam nad jeziorkiem i luzacko se spacerowałam po  okolicy. Mam znów zawroty głowy przy zmienianiu pozycji i chyba po prostu pójdę do lekarza po zwolnienie. Zobaczę jeszcze jak dziś się będę czuła. Zrobię sobie dzień działkowy, tylko będę piekielnie uważać przy łażeniu po drabinie, żeby się nie zwalić, wystarczy się bardzo porządnie trzymać, i obcinanie gałęzi drzewom to sobie na razie daruję. Drabina jest mi potrzebna teraz głównie do wychodzenia na dach, na zachód słońca. Dach jest płaski, nie martwcie się, z niego to się trzeba bardzo, bardzo postarać, żeby zlecieć.

Grzyby norweskie już przerobione, ugotowane i prawie zjedzone, a prawdziwki posuszone i zapakowane. Makrele upieczone i w słoikach w postaci sałatki też już się kończą (ale pięć osób się najadło, a podziwiało, że tyle przydźwigałam), słoiki z prawdziwkami w occie od Polaków stoją (dzieki!), jeden się otworzył po drodze (miał stukniętą pokrywkę, pewnie jednak uderzyli przy transporcie, mimo że owinęłam w szmaty; ale nie pociekł, tylko odrobinkę do foliówki). Nie pijemy wódki, to widelczykiem ich nie zjemy, ale mamy już plany na następną sałatkę, właśnie z grzybkiem. Będzie jak znalazł, mniam.


Poniżej zdjęcia nie moich ryb. Choć niewykluczone, że jadłam któreś z tych mniejszych makreli bo dostałam mrożone.
Kolega mówił, że łowił z brzegu i dużo złowił, wypytam go, gdzie dokładnie moczył kija. Korci mnie pojechać jeszcze raz (choć chyba już nie w tym roku), z lżejszym plecakiem, bo już wiem teraz jak się lepiej spakować. Teraz może dałoby się z lekkim bagażem, podręcznym, jeśli jeden z miłych Polaków podrzuci mi w swej życzliwości torbę z nożem i patelnią, co u niego została. W ostateczności można to kupić na miejscu, albo sam nóż i jeść ryby pieczone. Namiot wejdzie w podręczny, sprawdziłam, śpiwór też i niestety niewiele więcej. Nie wiem tylko, czy wędkę i haczyki przepuści mi seqiurity do wnętrza samolotu. Mogłabym se wtedy pojechać czy połazić wzdłuż wybrzeża. Tym razem byłam w takim najbardziej cywilizowanym zakątku Norwegii, uchodzącym za brzydki i za bezrybie (bez ryb). To co znajdę dalej na fiordach, skoro już tu było pięknie? Dobrze odpoczęłam, mimo przygody z gazem.









3 komentarze:

  1. nowosci z Moss na Twojej poczcie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ormianka w Ukraińskim The Voice śpiewa Niemena. Owacje na stojąco, dreszcze na całym ciele-powinnas to zobaczyc

    OdpowiedzUsuń