Ostatni mój dzień nad rzeczką przypadł w jedyny cieplutki poniedziałek.
Wcześniej było zimno.
I nic nie brało.
A w poniedziałek miałam połów jak już dawno nie. Jeden z lepszych w życiu. Żadna siła nie byłaby wstanie ściągnąć mnie o 17 z łódki. Efekt? Jak zeszłam o 18 to już został tylko jeden PKSik powrotny. Poszliśmy. I.... ojoj.... nie przyjechał.....
Efekt?
Kolejnego dnia poranna gonitwa na PKS-a ogłupiła mnie na tyle, że dokument co miałam zanieść - został na drukarce, a ja wzięłam pustą teczkę. Pięknie...
Właśnie dlatego lubię mieć rano czas i spokój.
Wróciłam się doma, zabrałam kwit z drukarki, pojechałam jeszcze raz. Zanim się przebiłam wszystkie te razy przez zakorkowane miasto była 20 wieczór. A ja zmęczona, i w efekcie kwitek załatwiony jest tylko połowicznie. Blać. A ja podam na twarz ze zmęczenia, z powodu dnia w którym mało załatwiłam. Nic to, przewidziałam sobie czas na tego typu sytuacje.
Takie pomyłki strasznie dużo czasu zjadają....
---
Kotek... obraził się na mnie. Za powrót do domu.
I nie wiem czy to przypadek, ale złożyło się że przejeżdżaliśmy tam, gdzie wysiada się do weta. Kot przez całą drogę był cichuśko, a koło weta piłował ryj. Czy on naprawdę był wstanie poznać po przystanku? Byliśmy tam raptem 3 razy. I nie zawsze tramwajem, czasem dygam ostatnie trzy przystanki z buta. Może przypadkowa zbieżność.
A może nie.
Może nie doceniam jego spostrzegawczości.
Ostatnio u weta była ostra trauma - pierwszy raz kocina miał bolesny zabieg - pierwszy ból z ręki człowieka, i był zarówno obrażony na mnie, jak i przerażony potem perspektywą JAKIEGOKOLWIEK wyjścia z domu. Obojętnie gdzie. Chował się usilnie, a na branie siłą - zsikał mi się na rękach. Ze strachu. Co mu się NIGDY wcześniej nie zdarzyło. Taka trauma.
Może ona pamięta te przystanki.
Czy ktoś zna jakąś metodę mierzenia temperatury kotu bez wtykania mu obiektu na siłę w tyłek? Bo przy tym też cierpiał, ale jeszcze nie wył, a może choć tego mu mogę oszczędzić na przyszłość. Żebyście widzieli jak chował mi łeb pod pachę i jak patrzył i się wyrywał, szukając u mnie ratunku.
A co ja mam zrobić? Jak miał ropień i był rozpalony, to przecież trzeba sprawdzić czy nie wchodzić z chłodzeniem czy lekiem p/gorączka. Może jest jakaś metoda żeby mu nie rozwalać zwieracza? Wet twierdzi że nie ma dobrych termometrów dotykowych, ale ja bym było skłonna ryzykować wtykanie nawet zwykłego w ucho. Tam w uchu nie ma zwieracza, a jak to zrobię na spokojnie w domu, to dam radę na spokojnie minutę czy dwie uprosić kota by był bez ruchu (zwłaszcza chorego i osowiałego), i to spokojnie da się zrobić bez takiej traumy. Mierzyliście tak? Da się zmierzyć? Bo utrzymać kota bez ruchu, to w przypadku mojego jest realne. On dawał sobie kleszcze wyciągać bez żadnych oporów (po pierwszych kilku razach, gdy już zauważył że nie tylko krzywda się nie dzieje ale i przestaje swędzieć). Mogłam sama wyciągać kleszcza bez wspomagania. Leżał grzecznie, a ostatnio to już się wręcz podstawiał. To i do termometru przekonam, tylko czy to się u kota da uzyskać pomiar?
Żadna inna metoda ulgi dla kotencji nie przychodzi mi do głowy.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dopiero teraz przeczytałam. Przed wtyknięciem termometru w wiadome miejsce posmaruj końcówkę żelem z lignokainą (czy też podobnym znieczulającym związkiem). Kot nawet nie poczuje :)
OdpowiedzUsuńNi
O, dobry pomysł. Dzięki. Wet tego nie zrobił, ani nie rozgrzał termometru ani trochę. Ludziom się wtyka rzeczy lekko ogrzane, np wziernik czy szpatułkę czy końcówkę słuchawek na skórę. Czy kuźwa, jak zwierzę jest zwierzę to znaczy że nie czuje? Cholera mnie bierze na znieczulicę zawodową i zbędne cierpienie. Lekarz ma nieść ulgę, tak? Nie przyniósł. Przeciwnie, pierwszy razm mój kot doznał bólu z ręki człowieka - właśnie z ręki głupiego weta. Scyzoryk mi sie otwiera...
UsuńSwietny pomysł z lido