---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

wtorek, 26 listopada 2013

Przygody na bramce

Zła droga, samochód, siedzenie w samochodzie, siedzenie w samochodzie, siedzenie w samochodzie...
Taka to cała tan nasza podróż. I do samolotu.

Odparowuje ze mnie zmęczenie, za to mam niedosyt, że nie zobaczyłam Najrobi. Nikt nie zobaczył, bo przyjechaliśmy późno wieczorem, a w nocy wylot. Dobrze, że mam świeże papaje, bo nie wiadomo co wręczać jako prezenty, nic prawie nie kupiłam, nie było gdzie, ani jak. Raz zatrzymaliśmy się przy dużym sklepie z pamiątkami, taka ichnia Cepelia, ale nic mi się tam nie podobało, głównie durnostojki, a ceny mieli... Oczywiście do negocjacji. Czego nie cierpię. Jeszcze żeby było coś, o co warto by było się targować. Prawie że prosto z samochodu, do samolotu. Tyle co zjedliśmy, przebraliśmy się i jazda.

Pierwszy przelot, czyli z Kenii do Turcji był normalny, ale potem.... Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Na lotnisku, na przesiadce wydarzyła się rzecz, która zachwiała moją pewnością siebie przy przesiadkach. Otóż zmienili bramki - i co, nic wielkiego, powiecie, zdarza się. Ok. Ale nie zapowiedzieli tego. A siedziałam już na bramce, tej gdzie niby trzeba, upewniona jeszcze przez pana w mundurze, że dobrze siedzę. I tak bym sobie siedziała... Nie ogłosili tego na ekranie bramki, nie zapowiedzieli po angielsku!!! Dowiedziałam się o zmianie tylko dlatego, że koło mnie siedział miły Grek, który tak jak ja, leciał do Warszawy. I on to usłyszał. Spytałam jak się zorientował. A, bo powiedzieli po turecku. A rozumie turecki. No, cyrk. Ciekawe ile jeszcze osób się nie zorientuje. Dla ułatwienia dodam że nowa bramka była kawałek drogi. Ale lot solidnie opóźniony, może się zorientują.

I faktycznie, pod koniec czasu do wylotu zaczęli się schodzić ludzie. Podpytałam jak się zorientowali. Były dwa rodzaje: ci co przyszli późno, tuż przed wylotem, to mieli już wyświetlany nowy numer bramki i nawet się nie zorientowali, że był jakiś problem. Druga grupa, czyli ci ze starej bramki, to jak pytałam, głównie usłyszeli jak ktoś po polsku mówił między sobą że zmieniona bramka. Nadal nie było komunikatu na bramce na ekranie, i nadal nie było zapowiedzi po angielsku. Zgroza.

Do Warszawy przyleciałam dobrze, jedyna przykra niespodzianka czekała mnie przy odbiorze bagażu. Był uszkodzony. Zareklamowałam. Swoją drogą nieźle musieli to rozwalić, ja mam kwalifikowany plecak, ze specjalnego, bardzo mocnego materiału. Żeby takie coś urwać.... Urwali mi sprzączkę od pasa biodrowego z kawałkiem pasa. Pas z kordury. Jak oni to zrobili. No i uszkodzili laptopa w środku, który był zawinięty w szmaty, ale jak widać to nie wystarczyło. Reklamację załatwili po tygodniu. Ładnie. Kurier najpierw przyjechał odebrać plecak, a potem, po naprawie odwiózł. No, i dzięki temu mam nową klamrę, a stara już była wyrobiona i zbierałam się ją wymienić. Gorzej z komputerem. Niby został zreperowany, ale parę razy mi się powiesił, pewnie oddam go jeszcze raz do sprawdzenia, czy reperacji, ale wtedy znów mi go zabiorą na 2 tygodnie, a na razie mam tyle roboty, że póki nie wiesza się w trakcie pracy, to chcę wreszcie trochę popracować. Nie widziałam komputera dwa tygodnie, bo się reperował, a to moje główne narzędzie pracy, i byłam jak bez ręki. Zmartwiło mnie, że się czasem wiesza, że nie jest wszystko dobrze, zobaczymy jak to będzie.


1 komentarz: