---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

poniedziałek, 18 listopada 2013

Dzień zaćmienia



Miało być kompanie w jeziorze, ale nie wyszło, bo nie pojechaliśmy tak daleko, a blisko były krokodyle i trochę żeśmy się nie dogadali. Jakbyśmy się dogadali, to może bym się wykąpała, a może nie, bo krokodyle. Trochę słabo ich rozumiem. Mój angielski nie jest perfekcyjny i ich też nie.
Oglądaliśmy skamieniałe drzewa przed zaćmieniem, bo tu jest jeszcze jedna grupa Hiszpanów, która jeździ zwiedzać, a zaćmienie ma przy okazji, a nie jako cel główny. I oni mnie zabrali. Trzeba było oczywiście za to beknąć parę złotych, a nawet parędziesiąt. Prawdę mówiąc nie zrobiły na mnie wrażenia, bo było ich niewiele kawałków.



Potem wróciliśmy i piekliśmy się na słońcu w oczekiwaniu na zaćmienie. Były obłoczki na niebie, więc wyglądało, że będzie loteria z zaćmieniem. Dobrze nas wyprażyło mimo obłoczków. Wzięłam dwa turystyczne prysznice przed zaćmieniem. Tu jest kurz na tej pustyni, i poci się człowiek. Ale doczekaliśmy się pierwszego kontaktu, czyli księżyc zaczął się wgryzać w słońce. Nadgryzł minimalnie, kiedy wydarzyła się tragedia.

Powiało. Ale tak, że wszyscy rzuciliśmy się trzymać namiot jadalny, żeby nie poleciał. Wiało dobre kilkanaście minut, i naszły chmury. Zasłoniły całe niebo. Zaczęło padać. No, klapa totalna.

Ale walka nie jest przegrana póki jeszcze trwa. Może pokaże się dziura w chmurach. Daleko na horyzoncie pokazała się śliczna tęcza. Niestety z drugiej strony niż słońce. Czekamy. Żadnych zdjęć częściówki, chmury gęste.

I nie zgadniecie co nas spotkało. Tuż przed całkowitym otworzyła się dziura w chmurach, potrwała te 12 senkund całkowitego, i maleńką chwilę częściówki, i…. się zamknęła. Jesteśmy farciarze. Trochę było ciemnawo,  bo przez chmury, takie cieniutkie chmury, albo mgłę, czy deszcz, więc korona była mała. I ciemno na zdjęciach. Ale było. Było widać.
Hura.
 


Przyznam jednak, że  wolę dłuższe zaćmienia i bezchmurne. Wtedy jest czas się rozejrzeć, jest też płonący horyzont, którego teraz nie było przez chmury.
Następne zaćmienie jest na Spitsbergenie i Wyspach Owczych. Tam będą chmury.
A następne będzie bardzo dobre: USA, pas zaćmienia idzie przez całe Stany. 2017. Cywilizowany kraj, można podróżować bez facetów z karabinami. I można wybrać stan, gdzie jest dobra pogoda. Miodzio. Tylko Stany duże, trzeba się zdecydować, gdzie polecieć.

Trochę się tu czuję wyobcowana. Gadają ze sobą po hiszpańsku, rzadko ktoś się odezwie po angielsku. Samotnie mi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz