---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

wtorek, 4 września 2012

zaczęło się

No  i się zaczęło. Chyba moje zwierzątko ma kamicę...

Wróciłam z wyjazdu, przywitałam kota - a on jakiś taki brzuszek miał wielki. I to nisko, blisko pupy. Zwróciło moją uwagę, bo jak najedzony to jest gruby w połowie tułowia, a tu było dziwnie nisko. Ale co tam, nie zastanawiałam się dłużej, zdjęłam plecak, wstawiłam herbatę. Kota na kolana - a kot w miauk i się wyrywa. Chciałam pomóc zejść z kolan, a ten zsunął mi się z ręki i uderzył brzuszkiem o moje przedramię - i miauknął boleśnie. Opiekunowie na to: "a tak, on ostatnio pomiaukuje, zwłaszcza jak coś przy pupie się dotknie". No pięknie....

Kot zwiał, ja na razie się zajęłam kolacją. Nie muszę przecież w 10 minut po wejściu do domu rozwiązywać wszystkich problemów, mogę chwilę odpocząć i pomyśleć. Poszłam puścić wodę do kąpieli - w kuwecie widzę świeże kocie siku,  ogromne -  objętość jak z trzech dni, i ciemne. Sprzątnęłam. Zdziwiło mnie, że takie duże, ale wtedy jeszcze nie skojarzyłam faktów. Myślałam, że może to jeszcze po podróży - w końcu dzień wcześniej kot też jechał spory kawał. Może nie sikał z wrażenia, czy nerwów.

Skończyłam kolację, poszłam się kąpać i widzę.... nowe siku. Wielkie, znów objętość jak z trzech dni. I tym razem już jasne. I wtedy skojarzyłam. Poszłam obejrzeć koci brzuch: był mięciutki. Aha....

W środku nocy było siku trzecie, też duże - to absolutnie nie jest prawidłowa ilość u mojego kota. Zadzwoniłam do weta.

Od słowa do słowa, podygałam z kotem pod pachą przez miasto. W badaniu kot ok - co sama wiedziałam, że cokolwiek mu był,o to już mu ulżyło. I dostałam żwirek diagnostyczny - w celu pobrania moczu kota. Taki żwirek to nic innego jak czysty silikon, nie wchłanialny, w kuleczkach. Można wziąć piasek i umyć i podobno też działa - ale nie mam tu w mieście skąd wziąć (paranoja takie miasto, nie?).

Na razie żwirek wsypałam do kuwety, i czekam. Mało go strasznie (a kosztuje 20 zł, złoty interes). Kot jeszcze nie sikał. Zobaczymy czy raczy. Czekam, czekam.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz