Przywiozłam sobie nowy zestaw zabawek do ryb.
Jednym z elementów zestawu jest przynęta. Taka, na ryby, wiecie. Bardzo dobra. Skuteczna. A że żywa, to najlepiej, żeby trochę hibernowała poza łowieniem, czyli trzyma się to to w lodówce. Zamknięte, oczywiście, żeby się nie rozlazło.
Uprzedzam domowników:
- Tam, w lodówce, jest małe tekturowe pudełko. W nim jest przynęta na ryby. Nie zaglądaj.
- Pewnie robaki?!
- No, tekturowe pudełko. Małe.
- Żywe ?!?!?!
- A czy naprawdę chcesz wiedzieć, co tam jest?
Chwila namysłu...
- Nie, nie chcę.
- No właśnie. Dobrze. No, to przynęta. I tego się trzymajmy.
Zabrałam się za łowienie, ale trochę mnie podłamało - mam nowe haczyki, nowe spławiki, fajniejsza żyłkę. Nową, dobrą zanętę, instrukcje co poprawić w łowieniu. Miało być tak pięknie. Nadal się nic nie łapie. Nawet widziałam na tle jasnej zanęty - co przypłynęło. I nic! Tam są same małe ryby. Cholera. A nawet mam końcówki do spławików do łowienia w ciemności - takie co świecą. Nie warto zakładać. Podłamałam się.
Kurcze, tyle wysiłku, starania, a ryby nadal w wodzie. Chociaż... może i nie, bo tam naprawdę tych ryb jest mało. Będę jeszcze trenować w innym miejscu i z drugą zanetną. A zimno, jak się siedzi!! Uch!
Wieczorkiem zrobiłam sałatkę jarzynową - ostatnio często robię, bo z małych rybek można zrobić uchę, moją ukochaną, bardzo smaczną zupę rybną - i po zrobieniu z rybki świeżo złowionej już nigdy nie zrobię z ryby sklepowej. To inna zupa jest. A z uchy, jak z rosołu, zostaje mi dużo warzyw. Wyznaję wersję mocno warzywną. I mam łatwo materiał na sałatkę. Nie, jeszcze mi się nie przejadły.
Nie chce mi się zabrać za robotę. Deszczowo dziś i dobrze mi przy piecu - napaliłam i jest ciepło. Ale jakoś nie chce mi się otwierać plików z mojej etatowej pracy. W sumie - mam taki zwyczaj, że w niedzielę nie otwieram kompa, nie pracuję. Bardzo dobrze mi to robiło. Może czas rozszerzyć na sobotę? Wyrabiam się z pracą, mimo łowienia. A to różnie bywa jak się ma zleceniówki zadaniowe, i sam sobie człowiek wyznacza godziny pracy. Na ogół lubię robić i pracuję z przyjemnością. Przetestuję dziś ten dzień wolny.
Kotu też się nic nie chce, leży przy piecu. Ale może dlatego, że ma uszkodzoną łapę. Minimalnie powłóczy. Zeskakuje na nią normalnie, całym ciężarem - ale miauczy jak się pogłaszcze po łapie. Dziś obmacałam - jest zgrubienie. I to zgrubienie boli. Uderzył się, czy co? Wet, przepytany zdalnie, wykluczył złamanie, jak obciąża łapę. Podejrzewa czy nie ropień - ale skóra nie jest uszkodzona. Mam obserwować. Obserwuję. Kot podkulał łapę, jak się układał przy piecu i oszczędzał ją, gdy wybierał boczek do spania. A normalnie to się wali boczkiem na podusię, tak po prostu. Zobaczymy co dalej, miejmy nadzieję że się wchłonie. Wyjaśniło się dlaczego ostatnie kilka dni dużo leżał.
Wyjeżdżam za miesiąc, na długo i daleko - chcę przekazać kota zdrowego, bez procesów chorobowych. Tymczasowy opiekun to nie dojrzy tak, jak ja, no i nie chcę ani jemu ani kotu sprawiać kłopotów.
Napisałam odcinek na Trudne Tematy na Ciekawej Medycynie. Jest tutaj. Obejrzałam statystyki - całkiem ładnie się googlają te Trudne Tematy. A technicznie - są poszkodowane, bo są oddzielnym blogiem, - po to żeby można było obłożyć wejściem od 18 lat - i oblinkowałam jako całość - niemniej Trudne tematy nie pozycjonują się z Ciekawą Medycyną, tylko same. Mają trudniej. A efekty - absolutnie porównywalne - a to tylko jeden rozdział... Widać, interesują ludzi tematy rozrodu i wydalania. Niech będzie.
Iść na ryby, czy nie iść? Kot bardzo zachęcająco śpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz