---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

wtorek, 26 czerwca 2012

WIANKI SOBÓTKOWE i... POLICJA WODNA

 Straciłam wianek!
A dokładniej puściłam go z wodą na Narwi.


Zmierzchało się. Kiedy położyłam wianek na wodzie i zapaliłam świeczkę, usłyszałam  ślizgacze.... Ja rozumiem, że Narew to duży szlag wodny na Mazury, ale kurde, nie dość że tu rezerwat ptaków, to jeszcze ruch się zrobił jak na Marszałkowskiej, w sumie minęło mnie chyba z 7 łódek! Ale wracając do tych pierwszych dwu ślizgaczy: trochę się bałam, że mi wianek wywalą, więc zamiast go odepchnąć, by płynął w siną dal, to zostawiłam koło łódki, a wręcz ustawiłam się burtą tak, by zasłonić od fali, a złapałam za aparat i porobiłam zdjęcia. Z fleszem, żebym była wyraźnie widoczna o zmroku, w końcu mam nieoświetloną łódkę, jestem na szlaku wodnym, ta świeczka i flash ratowały sytuację. I wtedy ślizgacze skręciły, bez sensu kompletnie, tak żeby minąć mnie z drugiej strony, od strony lądu, gdzie miały szanse zaplątać sobie śruby w trzciny. A ponadto wyglądało jak jakiś najazd na mnie, dziwnie mi się zrobiło. Jak się zbliżyły to wszystko stało się jasne. To była policja. Po prostu. Oni myśleli że ja jestem kłusownik z sieciami. Podobno jakiś rodzaj stroboskopu jest używany do łowienia i kłusowania, więc przypuszczalnie, jak zobaczyli błyski, to skręcili zgarnąć drania. I wiecie co? Słychać po pracy silnika, czy ktoś daje gazu, czy zwalnia. Jak skręcali, to wypruli ostro, było słychać wzmożony warkot. Ale jak mnie mijali, to jak byli w odległości, że ja czytałam napis na ich burcie, a oni na mojej; i jak zobaczyli, że ten kłusownik, to dziewuszka z rozpuszczonym włosem i w pastelowym ubranku, na małej zielonej łódeczce, co sobie wianek w noc sobótkową puszcza - to normalnie było słychać po pracy silnika, jak im kopary opadły.
 
 Fala wianka nie zalała, tylko mocno pokołysała. Dobrze, że dałam sporą dechę pod świeczkę, to było bardziej stabilne i dość wysoko nad wodą stało. Kolejne łódki na szczęście miały tendencję, bardzo zdrową, żeby światełko na wodzie omijać, czymkolwiek ono jest (w ciemności nie widać co to, widać samo światło), oraz zwalniały, kiedy przepływały obok. Też było słychać po pracy silnika te opadające kopary, gdy orientowali się, że to wianek. Kołysało mocno, momentami myślałam, że po wianku, ale dopłynął szczęśliwie do krańca widoczności znikł za zakrętem.



Tak sobie myślę.... w zasadzie puszczanie światła po szlaku żeglownym jest nielegalne (to ważne zwłaszcza w miejscach gdzie są jednostki pracujące na wodzie; a nie tak jak u mnie, gdzie jest głównie pływanie rekreacyjne, tu to jest mniej istotne). Ciekawe czy kogoś gdzieś w noc sobótkową policja zwinęła za puszczony wianek ze światłem? Czy jednak w tą szczególną noc robią wyjątek dla tradycji?
 
Kot nie asystował przy puszczaniu wianka. Poszedł łowić myszy (stan myszy na dziś: 25)

2 komentarze:

  1. Bardzo piękne te wianki... Ciekawe, czy mając juz męża, też można je puszczać, czy to prowokacja losu... :-)

    OdpowiedzUsuń