Relacja z jarmarku
Nie zarobiłyśmy. Przeciwnie, dołożyłyśmy do imprezy. Utarg
(nie mówię "zarobek", niestety, tylko "utarg") nie zwrócił ceny noclegu i opłaty za miejsce
jarmarkowe.
Trzy dni w hałasie: mam zdarte gardło, i jestem zmęczona,
dopiero po tygodniu doszłam do siebie, ale może silniejsze osoby by to
polubiły. 9 godzin obsługi stoiska plus rozstawianie i zwinięcie, plus noszenie
rzeczy (na plecach i w ręku) – za tyle pracy tak mało pieniędzy to jakieś
nieporozumienie.
Do dziś pamiętam jedną kasjerkę, dawno dawno temu, jak
studentką będąc miałam krótką przygodę z promocją jakiś jogurtów w celach
zarobkowych (pracowałam tylko przez miesiąc, a potem wyspecjalizowałam się w
pracy korektorskiej z tekstami, i więcej moja noga w jogurtach nie postała).
Kasjerka z hurtowni dowiedziała się, że mają przyjść w którąś sobotę odpracować
za jakiś wolny dzień. „Parsknęła: co?! Nie przyjdę. Mogą mnie zwolnić. Ja mam
imprezę w ten weekend i na tej imprezie więcej zarobię, niż tu przez cały rok.”
I tak właśnie powinna wyglądać wyprawa na jarmark. Bez
wyjęcia co najmniej kilku tysięcy to nie widzę powodu, żeby szykować towar,
pakować, jechać itd.
Zalety - dwie:
1.
Jak patrzyłam na twarze ludzi oglądających KOCI KOLCZYK,
to mi serce rosło. Podobało się. Widać, że się podobało. Większość patrzyła i
mijała obojętnie, ale od czasu do czasu rozświetlała się jakaś buzia, i nawet
czasem zatrzymywali. Raz podeszłam do faceta, co się tak wpatrywał z uśmiechem
błąkającym, (a przystojny był facet, owszem, owszem,) i pytam: jakiego koloru
pan ma kota? - Bo wiedziałam, że jak ktoś długo patrzy, to często dlatego, że
mu się kolor kota nie zgadza (tego, co można kupić - z tym, co w domu). A facet
na to: że kota? A, kota. Nie, nie, ja mam psa. – Wtedy to mi kopara opadła. Facet
spojrzał na mnie, zrozumiał i mówi: A, bo one są takie ładne!
I takich rzeczy nie da blog. To trzeba zobaczyć.
Podłapałam ciekawy kontakt. Dziewczyna z pudełkami.
I tu też zabawna historia: Dziewczyna miała stoisko z boku,
na trawce, słoneczko. Ona w krótkich gaciach i kucykach. Ja w długich, ale
zawiniętych na uda, opalamy sobie nogi. I gadamy: A kto Ty jesteś, a czy długo
robisz pudełka/koty, a czym się zajmujesz zawodowo? Okazało się, że zawodowo
zajmujemy się tym samym, z dokładnością do tego, że moi pacjenci mają zwykle
dwie nogi, a jej cztery. Przyszedł jakiś klient, dziewczyna objaśniła, co
miała objaśnić – i wtedy coś sobie uświadomiłam:
- Ty, zobacz. Siedzi
dwu lekarzy na jarmarku i sprzedaje swoje wyroby artystyczne….
Oj....
I dlatego warto było pojechać na ten jarmark i dochodzić do
siebie przez ponad tydzień.
Na zdjęciu z boku jedno z dwu pudełek, które przywiozłam na KOCIKOLCZYK. Nieduże, drewniane, szczegóły na Kocim Kolczyku. Niedługo powieszę drugie, czarno-białe. Poniżej: moja partnerka jarmarkowa, rozstawiamy stoisko.
Dobrze, że mimo wszystko umiesz wyciągać plusy z takich sytuacji - brawo.
OdpowiedzUsuńJa też mam za sobą doświadczenie podobnego jarmarku, tyle, że tam mnie zwolniono z opłaty za stoisko. To było dawno temu, byłam całkiem jeszcze zielona i nie wiedziałam różnych rzeczy, np. tego, że trzeba mieć stosy towaru na stoliku, a moja skromna ekspozycja kolczykowa utonęła wśród innych, bardziej obfitych, nikt nie zauważał nawet. Ciężki chleb :-)
Tak, stosy towaru bardzo pomagają w tym, by zostać zauważonym. Tym bardziej sobie gratuluję kotków, co były tylko jedną małą tablicą.
UsuńI dobrze, że nie tym zarabiam na chleb. Gdzieś przez skórę spodziewałam się, że będzie skucha. Tylko nie sądziłam, że aż taka.
I zdecydowanie warto jechać w dwie osoby, i to lubiące się. Zawsze można sobie wtedy miło pogadać, albo przejść się i nawiązać nowe znajomości. Jakbyś coś chciała wystawiać to daj znać