---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

poniedziałek, 12 grudnia 2011

KOT - DUCHY

 Odcinek trzeci - DUCHY

Witam!

Duchy:
Wracam ci-ja sobie spokojnie po kąpieli do łóżka. Na podłodze śpi moja koleżanka, co na dwa dni przyjechała za Śląska. Nieco blokuje mi dojście - a jednocześnie wyjście z pokoju - to  przechodząc upuściłam książkę co ją w wannie czytałam a niosłam razem z dziennym ubraniem na ręku. Bobo spał w fotelu, podskoczył na pół metra w górę, wyrwany ze snu hałasem. Przeraził się: zjawa: biała (moja nocna koszula której dotąd nie widział), włosy białe (ręcznik) i przerażony kot rozejrzał się za drogą ucieczki (którą mu blokowałam). Cały zjeżony skoczył na łóżko, by próbować przez szafę - kiedy ścignął go mój roześmiany głos: "koteczku!, to ja! Ja! Nie bój się!" Włos się kotu opuścił. Bobo się przyjrzał i zawrócił na fotel. Na który za chwilę opadłam obok niego rycząc ze śmiechu: "koteczku! to ja! Ja tylko się wykąpałam!"

Swoją drogą niezłą mi laurkę wystawił - pańcia się wykąpała - to nie poznał. Pięknie, pięknie.

--------
Odnośnie pazurów - skoro problem był tylko przy ostatnim obcinaniu to ja się domyślam o co chodzi.
Bobo-Mambo jest długi i długołapy - przypuszczam że stosunkowo niedawno urósł, a pewnie jeszcze troszkę rośnie. Na rośnięcie zużywa się witaminy i mikroelementy. I może po prostu wyczerpał rezerwy, a nie ma tyle w diecie ile potrzebuje - i jak dojje - to odbuduje.
Zaczynają rosnąć nowe pazury - i nic im się na razie nie łuszczy.
WANDECZKA Z MAMBIOZĄ
No i śmiesznie rosną. Nie tak jak ludzki paznokieć - u podstawy - tylko ze środka obcięcia pazurka wyrasta odrastający czubeczek - jak rdzeń. A łuszczy się tylko zewnętrzna, najstarsza część.
I owszem - też nie widzę żeby go cokolwiek przy pazurach bolało, ani trochę. To pasuje - tak jakby się człowiekowi łamały paznokcie.

A dziś widziałam jak zaczął polować łapą, a nie paszczą jak dotąd. Zębami bronią się i polują koty które mają problem z pazurami - pazury są podstawą i instynktowną pierwszą linią obrony. Jak się nie podoba coś to powinien drapnąć. A nie ugryżć. Bobo gryzie i nie korzysta z pazurów przy skokach do stabilizcji punktu odbicia ani lądowania. Zawsze gryzł? Czy kiedyś i drapał?

Daję jeść to miał dotąd (suche plus mokre) plus woda plus.... jedna komora - która zostaje w miseczkach ma "wynalazki" czyli nowe jedzenie czy picie, i zobaczymy co się kotu spodoba. Generalnie ta komora cieszy się równą uwagą kota co pozostałe. Wchodzi boczek (ale z jednego sklepu, z drugiego nie je), wchodzi z entuzjazmem maślanka, śmietana i idzie kefir. Mleka nie daję -  często ten cukier który jest w mleku - laktoza - szkodzi kotom i mają biegunkę. Kocio jest na nowym mieszkaniu - myślę że biegunka byłaby niezłym stresem. Jak się zadomowi to i mleka dostanie - część kotów trawi laktozę i im nie szkodzi. Zobaczymy. Zdradza wyraźną ochotę na mleko. A przy okazji - wie Pani czemu kwaśne przetwory z mleka dla kotów są ok? (kwaszone mleko, jogurt, kefir?) Bo bakterie bakterie z kefiru czy jogurtu zjadły laktozę. I podobnie śmietana - jest ok bo ma dużo tłuszczu (a jak ma dużo tłuszczu to odpowiednio mniej ma laktozy). Sprytne, prawda? W każdym razie mleczne rzeczy cieszą się zainteresowaniem kota i sporo i chętnie zjada. Natomiast nie smakuje żółtko. Ani świeże, ani gotowane. I tak jak Pani mówiła - nie smakuje mięso świeże. Dziś poszedł kawałek pieczonego kurczaka, ale głównie z ręki. Z miseczki nie zniknął. Krótko leży na razie - czasem po paru godzinach dopiero z miseczki znika. Grunt że znika. Ryba szła tylko z ręki.

Przemyślałam też ile będzie jadł zwierzak o wadze 2,5 kg. (Przeliczyłam sobie na człowieka i dodałam na to że małe stworzenie zjada więcej bo ma proporcjonalnie więcej powierzchni do ogrzania.) I faktycznie - tyle ile on zjada - mniej więcej saszetka 100 g dziennie - to jest prawidłowo. Na początku jadł trochę mniej, no i to jednak tak na objętość - to garstka jedzenia - wydaje się tak mało na pierwszy rzut oka.  Teraz już trochę więcej mam wyczucia. No i saszetka idzie na dwa a nawet trzy dni  - bo zjada odpowiadającą ilość innego jedzenia.

I chyba dobrze to nowe jedzenie pazurom robi skoro zaczął nimi polować.

No i od dziś nie tylko zaakceptował mój szelszczący śpiwór którego się bał, ale odkrył że jak się wlezie pod spód to jest ciepło i wyraźnie się spodobało. A to jest taki fachowy śpiwór do turystyki kwalifikowanej, bardzo ciepły, można spać nawet na mrozie, testowałam, naprawdę działa - mimo że ja zmarźluch jestem. Używają ich alpiniści, tacy fachowi, a nie jestem aż taka fachowa, ale jestem bardzo wielkim zmarźluchem, a fachowa jestem tylko trochę. Dobrze że kot polubił, bo jeśli gdzieś pojedziemy to często będzie wyjazd z tym właśnie śpiworem - dobrze żeby go kojarzył ze mną i jak jeszcze lubi - to to bardzo wygodne.

Spacery kontynuowałam. To chyba ostatnio - kiedy był  taki przestraszony - to przeraził go głośny przejeżdżający samochód - bo przy kolejnych wyjściach pupa leżała jak zwykle twardo i nieruchomo w zagłębieniu ręki, ale łeb się wyciągał i kręcił, żeby świat obejrzeć. No i nie wychodziłam do części ulicznej gdzie jest głośniej, na razie zostaję na podwórkowej. Dziś jak wyszłam trochę dalej na parking to kot sam nie wiedział co ma zrobić- trochę łeb chował, ale zaraz wystawiał i oglądał świat, i chował na chwilę i znów wystawiał. Grunt że nie było schowania łba na stałe i wtulenia ucieczkowego ze strachu. Abiwalencja jest ok, na razie pozostanę na cichszym terenie, aż przywyknie.

Generalnie jest bardzo ciekaw świata i nowych rzeczy - i myślę że działka z drzewami i ławkami i krzakami będzie dla niego rajem i kupą radochy. I ładnie chodzi na ręku więc pewnie już niedługo będę mogła zabrać na działkę. Przed zimą i w zimie to myślę że bez smyczy tylko domek, ogródek to na razie tylko w smyczy i krótko, i uczymy co to jest płot. Wiosną będzie dłużej. A teraz to chętnie posiedzę w domku, a tam przy zamknietych drzwiach mogę Bobasa puścić luzem, to jest na pewno bezpieczne. No i pierwszy raz cieszę się że mój piecyk jest kiepski - kiepsko grzeje, a ciąg ma dobry - ciepło ucieka w komin. Nie rozgrzewają się ścianki. Na płonącym piecyku można położyć rękę na blasze od góry, chyba że jest mocno rozhajcowany - wtedy z ledwością zagotuje wodę po długim czasie, a rzadko ładuję go pod sufit i palę na full. Wszystko dlatego że nie ma w piecyku wymuszonego zakręconego obiegu powietrza pod blachą, tylko od razu idzie w komin. Ścianki mają cegłę szamotową - to w ogóle o to się nie sposób oparzyć. Tak że nawet jak Bobo skoczyłby na blachę - to raczej z przyjemnością sobie tam usiądzie a nie ma szans się oparzyć. A żeby nosem w otwarty płomień w drzwiczkach szedł - to nie wierzę. Na początek ogień pokażę trzymając kota w ręku, i jakby chciał obwąchiwać to pozwolę ale z bezpiecznej odległości tak żeby poczuł ciepło i intensywne ciepło a nie opalił futra.

Mam wrażenie że on wie co to jest ogień bo kuchenką gazową w domu interesuje się wyłącznie wtedy kiedy nie ma włączonego ognia - i widzę że patrzy jak wchodzi do kuchni i jak jest ogień to zostawia kuchenkę. Wspina się (ale nie wskakuje) i wącha tylko wtedy kiedy nic się nie gotuje. Jeśli się gotuje to wąchanie i patrzenie odbywa się z daleka, z parapetu czy z krzesła - i tak w stronę kuchni, ale tam nie idzie, nie próbuje wskakiwać i nie penetruje. Nawet z szafki nadkuchennej, ani nawet z blatu przy kuchni - a w oba miejsca mu wolno wchodzić - to nie przechodzi na kuchenkę, tylko patrzy i zawraca. Bardzo grzeczny i mądry kot. Jedynie odnośnie stołu - nie chce się podporządkować. On słyszy że mu nie wolno, wie że mu nie wolno,.ale po prostu nie chce. Stąd akcje typu wejście na parapet z przebiegnięciem na szczupaka przez stół (a nie dookoła) obok matki, która nawet nie zdąży powiedzieć "psik!", albo obwąchiwanie z boku, że ja tu niby nic i... ściągnięcie kawałka kotleta :-)
Ale o to to trudno mieć pretensje, w końcu to kot. Natomiast zupełnie nie ma problemów z kuchenką, on tam nie łazi, nie kombinuje, ogląda z daleka - no i właśnie - chyba po prostu rozumie co to ogień. Zobaczymy jak z piecykiem, ale nie mam tu obaw.

Pozdrawiam! Lila

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz