---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

piątek, 5 grudnia 2014

Zbyt duże marzenia. Zbyt kolorowa tęcza.

 
 
Co to są wygórowane marzenia? 
 
Zgadało się z kumplem o niestandardowych rozwiązaniach życiowych. 
 
Znam ludzi którzy rozważają wszystkie możliwości jakie mają (chodzi o rzeczy grubej wolty życiowej i niestandardowego, nieetatowego zatrudnienia: zmiany zawodu, pójście do klasztoru, handlowanie w necie, założenie firmy itd), lub są tego blisko tego żeby rozważać wszystkie możliwości, i sporo z nich ma nietypowe życia. A fajne życia. Aż kiedyś kumpel z pracy mnie spytał, czy nie mam jakiś normalnych znajomych. A jak sie zdziwiłam, że o co chodzi z normalnymi to powiedział: no wiesz, popatrz co mi opowiedziałaś: jeden hoduje ślimaki (w celach handlowych), drugi pisze książki, dwóch wyniosło się w dwa przeciwne końce świata, oba ciepłe i daleko od Polski, na stałe, a moja najbliższa przyjaciółka handluje na allegro, zamawia towar kontenerami z Chin (a jest genetykiem...). O, nie wymieniłam malarki ikon - ona z tych ikon żyje, to jej jedyna praca, ale o niej to chyba nie gadaliśmy. Jak dla mnie to oni są normalni, ale faktycznie, nie są standardowi. Czy emerytura na Hawajach, to właśnie te wygórowane pragnienia czy marzenia? 
 
I kolejna dygresja - byłam zaskoczona jak tanio można było kupić dom na Hawajach przy plaży - sprzedawał się jeden koło kumpla, tego co z Polski wyjechał. Dom z działką z własną plażą, i taki dom spokojnie był w zasięgu polskiej kieszeni, cena porównywalna z ceną mieszkania w Warszawie. Byłam zdumiona ceną. To była typowa cena tam, nie jakaś obniżona, bo ostatnio jest czas kryzysu w Hameryce, więc tam generalnie ostatnio jest tanio. Czy emerytura na Hawajach to taka właśnie głupia bajka dla naiwnych? Bo ten kumpel to zrobił. Niedługo przechodzi na emeryturę. Dom ma już od paru lat On lubi marzyć. 
 
(A, i wszystkie te osoby są do wyśledzenia w necie, nawet strona ze ślimakami, jakby ktoś pomyślał że fantazjuję to popodaję linki. Malarka ikon też ma swoją stronę. Tylko jeden z dwóch kumpli co się wynieśli - jest nie namierzalny. Mam tylko trochę zdjęć, bo go odwiedziłam. Czy odwiedzanie kogoś po drugiej stronie kuli ziemskiej też podpada pod "wygórowane"? Bo mi się ta wygórowana wycieczka ogromnie podobała i potem zrobiłam następną taką i teraz mam już pomysł na następne dwie, a jedna to już nawet wiadomo kiedy będzie. Ale ja dopiero niedawno odkryłam że można sobie gdzieś tak wziąć i pojechać i już.)
  
 Tu kumpel przyznał że nie docenił zakresu  moich przyjaciół.
 
Tak, wiem, że oni są niestandardowi.
 
I jeszcze jedną małą filozofię wyłożę. O etatach czy... nazwijmy to... wolnym zawodzie (pasanie ślimaków, pisanie książek, malowanie ikon, prace eksperckie wysokospacjalizowane, typu pisanie programów, czy ocena fachowej dokumentacji). 
 
Otóż jestem zwolennikiem teorii, że nie ma jednego dobrego wyboru, a zależy co dla kogo. Sporo jest zwolenników etatu, bo to stabilna, dobrze płatna i poważna praca. A te ślimaki itd, to taka zabawa, co to trzeba dorosnąć i zostawić. Ja to widzę trochę inaczej. Uważam że są ludzie którzy są predysponowani do etatu, a inni z kolei do "wolnego zawodu". Przepracowałam na klasycznym etacie 2 lata, i decyzja o przejściu na inne formy była jedną z najlepszych w moim życiu. Nigdy, nawet w najtrudniejszych momentach mojej pełnej zakrętów zawodowej drogi, nigdy nie żałowałam, a przeciwnie: uważałam, że to wielkie szczęście że podjęłam decyzję o wersji bez etatu. Nie rzuciłam roboty z dnia na dzień ani nie czekałam aż mi z nieba nagle jakaś kasa z nic spadnie tylko sobie wypracowałam nie-etatową alternatywę włanymi ręcyma i głową. Mi pasuje. Nie każdemu by pasowało. I nie mówię że mi jest teraz różowo, ale na pewno (na pewno!) jest mi lepiej niż gdybym wybrała etatową drogę. Nawet w najtrudniejszych momentach uważałam i uważam, że to jest lepsza wersja dla mnie. Ale nie dla każdego, bo nie każdy ma takie cechy osobowości jak ja. 
 
Na przykład: pewna znajoma powiedziała mi, że pracowała w domu "na kablu" przez krótki czas, jak miała małe dziecko i siedziała w domu. Nienawidziła tego, bo trudno jej się było zmobilizować do roboty i odbierała to, jako wiecznie wiszącą siekierę nad głową. Z ulgą wróciła do etatu - wyraźne godziny, własne biurko, od - do, zamknąć pokój i do domu. Dla niej - super. Dla mnie? He he. Ja zrobiłam dokładnie odwrotnie. I każda z nas cieszy się z tego, co zrobiła. 
 
Nie uważam się za lepszą, bo mam wolny zawód. Nie uważam się za gorszą. Nie biję pokłonów przed etatem, nie wywyższam go, wręcz nie lubię, ale.... możliwe, że gdybym miała dziecko, to komfort psychiczny comiesięcznego dochodu skłoniłby mnie do etatu jako najlepszego rozwiązania. Choć tak nie lubię etatu, że ostro kombinowałabym jak wybrać. W wolnym zawodzie jest mniej finansowego komfortu, ale np można się powłóczyć po świecie. Więcej - można pracować, włócząc się po świecie. Więcej - część ludzi się włóczy z dziećmi. Jak dla mnie to hardcor, ale co kto lubi. I znów - to nie znaczy, że oni są lepsi, ani nie znaczy, że masz spakować dzieci w plecaki i pojechać do Ekwadoru. Bo może Ciebie to po prostu nie bawi. I nic w tym złego. Ale jak mi czasem ludzie mówią: o, ale ty masz fajne pomysły, ale ty masz jaja (dla niezorientowanych czytających: ja mam na koncie życiowym trochę rzeczy typu tych ciągle cytowanych ślimaków) - nie uważam że mam jakieś szczególne jaja, ja po prostu bym zwariowała na etacie, więc robię  w tym, w czym jest mi dobrze. I już. Czy to znaczy że zasługuję na podziw, bo robię rzeczy niestandardowe? A może przeciwnie, na naganę, bo odstaję od większości (etatowego) społeczeństwa? Spotkałam się z obydwoma podejściami.

Czy tęcza może być zbyt kolorowa?
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz