---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

wtorek, 7 sierpnia 2012

LINA ŁOWI SIĘ NA KANAPKĘ

Tak, lina łowi się na kanapkę.
Ale nie zakłada się jej na haczyk! Nie, chodzi o to, że jestem "dziecko śródmieścia" i jak nie dzieje się dużo i szybko to czuję się nieswojo.

A lin bierze powoli. Po cichutku. I jeszcze, jak spory, to odstraszy inne ryby. I nic się nie dzieje. I siedzę, siedzę i nic się nie dzieje. I nic nawet nie skubnie.

I wtedy należy zjeść kanapkę.
Powolutku.
Zarzucić wędkę i zostawić ją w spokoju. Zająć się jedzeniem. Nie gmerać w tej wodzie. Nie poprawiać. Nie zarzucać jeszcze dodatkowo i jeszcze raz.

Nie macie pojęcia jak taka kanapka dobrze działa na ryby.

I żeby było jasne  co chodzi z tym "dzieckiem śródmieścia" - ja nie mam żadnego ADHD. Ja po prostu przywykłam do życia w dużej ilości bodźców i do szybkiego ich przetwarzania. I dlatego od czasu do czasu  potrzebuję świętego spokoju, takiego jak mam na tu, na rubieży. Dla równowagi. Niemniej - jeśli się nic nie dzieje (ze spławikiem nic nie dzieje albo z innymi rzeczami) - to jakoś mi nieswojo. Nienormalnie. Jeśli będę miała dzieci, to chyba wychowam je gdzieś na uboczu, nie w śródmieściu. Ja sobie nawet nie zdawałam sprawy ze zmienionych przyzwyczajeń śródmiejskich, bo wszyscy wokół działali tak samo szybko. Dopiero kwartał na rubieży, z ciszą, z dylematem: na kolację to budyń czy placki z jabłkiem? (prawidłowa odpowiedź na rubieży jest:: i  budyń i placki), ze świętym spokojem - dopiero to mi uświadomiło że łapanie 10 srok za ogon nie jest stanem normalnym, i że żyje tak tylko (duża) część ludzi. I nie wystarczy tydzień czy dwa żeby się przestawić.I pewnie jeszcze w życiu wejdę w kierat, bo czasem się nie da inaczej. Ale tego,
- że pisząc te słowa patrzę sobie na księżyc,
- tego że grają świerszcze, a z dala słychać szczekające psy
- tego że nad rzeką kłębią się mgły - i że jest to raczej codzienny standard, a nie żadne święto.
- tego że dzisiejszy dylemat kolacyjny rozstrzygnie raczej to że jestem już śpiąca, a nie żadem pośpiech  - bo nigdzie mi się nie spieszy,
- tego że mam takie pół roku gdzie spokój to standard (i ja tu mam pracę zawodową i spokój)
tego nikt mi nie zabierze.

 A na zdjęciu widok z tego samego miejsca, co teraz siedzę i w komputerze piszę. No, zgoda, tęcze nie są zawsze.

To jest pół roku, które zawsze się (oj będzie patetycznie, ale to przez ten księżyc) - zawsze się wpisze spokojem w duszę. Wątpię by udało mi się utrzymać wersję roboty oddelegowanej na kolejny rok. Więc kierat kiedyś pewnie będzie. Ale póki co, mam zamiar najeść się tym księżycem i rzeką i miejscem z bajki. Tak długo jak tylko się sensownie da. Bo wcale nie wiem, czy będę miała kolejną taką półroczną okazję. Ile tylko się da.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz