Wstaliśmy jak zwykle bardzo wcześnie. Znowu dzień jazdy po
wybojach. Miało być safari, ale padał taki deszcz, że nic z tego nie wyszło.
Może jutro przed powrotem do Nairobi coś się uda.
Dotknęłam dziś owocu opuncji. To był błąd. Owoc ma drobne
kolce, których się nie da wyjąć, bo wczepiają się w drugą rękę, i całe ręce są
umazane w kruchych czepliwych kolcach.
Nocujemy na kempingu nad jeziorem Baringo. Jest zimno, i jezioro
wylało, dlatego nie ciągnie mnie do wody. Nie rozumiem jak w te wcześniejsze
gorące dni Hiszpanie nie chcieli do wody, ale oni nie rozumieli mnie, bo
krokodyle. Mój Boże, krokodyle. Miejscowych się spytaliśmy gdzie można pływać i
zostałam na płytkim, żeby jednak mnie nie zeżarło.
Dziś miałam przez chwilę net, zajrzałam na pocztę, mam sporo
wiadomości, w tym mam reakcje na moją relację w telewizji. Podobało się. A ja
nie wiem nawet jaki jest adres, gdzie można obejrzeć, ale się dowiem.
(Już wiadomo gdzie oglądać, tutaj opis.)
Dziś było chłodno i zielona okolica. Jakieś niskie drzewa, krzaki,
takie z liściami i takie z kolcami i trochę takich z kwiatami. I termitiery.
Zrobiłam zdjęcie takiego gniazda termitów w środku, nie wiem co to jest, takie
białe jakby kulki, może grzyby, bo można się dopatrzeć jakiejś nóżki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz