Dzień jak co dzień, drobne radości, drobne małe codzienne frustracje.
Poszłam Ci ja do Biedronki, robię zakupy, a że miały być małe, koszyczka pod ręką nie było, to ładuję paczuszki w zgięcie łokcia. Przy cukinii zgrabna górka w połowie rozsypała mi się po podłodze, a połowa została mi na łokciu. Schylić się nie mogę, bo się reszta posypie.
Dzięwczę młode, z wózkiem, spojrzało na mnie bystro. I pozbierało szybciutko graty z podłogi. Popatrzyło na zgięty łokieć, wypełniony produktami.
- Powinnam była wziąć wózek. - Powiedziałam.
Dziewczę położyło moje produkty na cukinię.
- Zaraz pani przyniosę. Niech pani poczeka.
I dziewczę przywiozło mi wózek.
Po prostu było uprzejme.
Boże. Tak po prostu, z życzliwości.
Tyle jest pchania, stukania torbą, przeciskania się z siatami, trukania w plecy, nogi, warknięć czasem.
A ona pozbierała rozsypane zakupy i przyniosła wózek.
Da się.
Poszłam Ci ja do Biedronki, robię zakupy, a że miały być małe, koszyczka pod ręką nie było, to ładuję paczuszki w zgięcie łokcia. Przy cukinii zgrabna górka w połowie rozsypała mi się po podłodze, a połowa została mi na łokciu. Schylić się nie mogę, bo się reszta posypie.
Dzięwczę młode, z wózkiem, spojrzało na mnie bystro. I pozbierało szybciutko graty z podłogi. Popatrzyło na zgięty łokieć, wypełniony produktami.
- Powinnam była wziąć wózek. - Powiedziałam.
Dziewczę położyło moje produkty na cukinię.
- Zaraz pani przyniosę. Niech pani poczeka.
I dziewczę przywiozło mi wózek.
Po prostu było uprzejme.
Boże. Tak po prostu, z życzliwości.
Tyle jest pchania, stukania torbą, przeciskania się z siatami, trukania w plecy, nogi, warknięć czasem.
A ona pozbierała rozsypane zakupy i przyniosła wózek.
Da się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz