Wróciłam z teatru i podam na twarz.
Rano spacer, potem obiad u kumpla, do domu na tyle, co by się przebrać i do teatru.
Byłam na 10 murzynkach wg Agaty Christie, którzy w ramach poprawności politycznej zmieniali nazwę, ostało się na „i nikogo nie było” czy jakoś podobnie. Książka lepsza. Przedstawienie – jak przedstawienie, za to towarzystwo miałam super.
A dwa dni wcześniej byłam na Nędznikach w Romie i było bardzo fajnie! Towarzystwo też, bo byłam z moim kumplem ze studiów, dawno nie widzianym, obecnie z Antypodów. Kangur przyleciał do Wawki na Boże Narodzenie. Ale jeśli kto nie ma Kangura do towarzystwa to i tak warto iść.

Tak żeby nie było, że straciłam z oczu wątek główny niniejszego bloga, czyli mojego kota. Już mi to wypominają w komentarzach, że wątek główny, no to nie zawiodę czytelników. Dziś zwalił z szafki wazon z wodą i różyczkami. Bo jak się obracał, to się dupcia nie zmieściła.... Niewinne maleństwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz