---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

niedziela, 23 listopada 2014

Zęby całe

Biegałam dziś po szronie.

Jaki jest sens biegać po zamarzniętym tartanie? Nie jest miękko w stópki.  Gorzej, butki mi się ślizgają.

W Australii nadchodzi lato. W NZ też i w Chili też.

niedziela, 2 listopada 2014

Lord Archer

Jeffrey Archer, lord z Angli, w wieku 61 widać wystarczająco dużo razy nadepnął innym członkom rządu na odcisk, że udało się im niby zgodnie z prawem wsadzić go za kratki.

Wyrok był na tyle zgodny z prawem, że nie uzyskał skrócenia przy odwołaniu, ani nie uzyskał uchylenia wyroku. Zważywszy jaka wysokość kary w porównaniu do innych podobnych czynów karalnych, to chyba go nie lubili, a jak się przyjrzeć sposobowi wykonania kary, to chyba nawet bardzo.

Lord pisał dziennik. Opublikował go. Jestem zachwycona czytając. Pochłonęłam wszystkie trzy tomy, nie byłam w stanie się oderwać. Jakie ten gość ma pióro. Jaki inteligenty dowcip i dystans. Jaką dyscyplinę wewnętrzną. I wrażliwość. I czasem mimo wszystko jest mu potwornie trudno, choć facet jest dużo silniejszy ode mnie - takiej dyscypliny nie umiałabym sobie narzucić. I dużo wcześniej bym się załamała.

Udało im się go złamać.

Nie zanosiło się na to. Dał sobie radę w pierwszym więzieniu, takim dla bardzo niebezpiecznych przestępców (rodzaj więzienia określono przed wyrokiem, że skoro nie wiadomo jaki wyrok, to najcięższe. Dlatego siedział z zabójcami recydywistami).

Dał sobie radę w w drugim. Lżejszym. Szanowano go nawet w obu.

Dał sobie radę w trzecim.

I kiedy już witał się z gąską, kiedy uzyskał prawo do przepustek, kiedy pierwszy raz puszczono do do domu, i kiedy właśnie uzyskał pozwolenie na pracę na zewnątrz... kiedy wydawało się że koszmar reżimu, meldowania się, marnych posiłków, niechcianego towarzystwa niebezpiecznych więźniów znacznie mu się zmniejszy, wszystko zrobił by tak było... wtedy przenieśli go do więzienia z zaostrzonym rygorem.

Przestał pisać. Przez pół roku, do wyjścia na wolność przestał pisać. Nie napisał też nic konkretnego o powrocie "do żywych", a to dla więźniów jest trudne. Takie parę uwag, głównie o tym, że nie wyda żadnego oświadczenia dla prasy. I że nie wydał.

Nie wiem co mu zrobili. Jak go zastraszyli. Jak złamali. Może wystarczyło to odebranie namiastki wolności kiedy już właśnie ją dostał. Jak zabrać dziecku cukierka. Można się załamać. W miejscu gdzie czekasz na odwiedziny. Nawet odwiedziny adwokata mogą "zrobić" dzień: uczynić go lepszym, wartościowszym, na to się czeka. Nawet dodatkowe zajęcia, cokolwiek, by nie siedzieć i nie gapić się w ścianę. W miejscu gdzie jeśli po ćwiczeniach na siłowni nie zdążysz do prysznica, bo będzie długa kolejka, to o oznaczonej godzinie i tak idziesz do celi. I do wieczora siedzisz w brudnych rzeczach. Gdzie ... tyle rzeczy przeczytałam, z których nie zdawałam sobie sprawy. Kiedyś myślałam, że jakby się trafiło (żyjemy w świecie tak złożonych przepisów, że trudno któregoś nie złamać) to najwyżej posiedzę, odpocznę, napiszę książkę. Już mi się tak nie wydaje. Parę osób pisało książki w więzieniu, ale nie wiem czy dałabym radę. Przede wszystkim więzienie naprawdę skutecznie niszczy człowieka, i to widać w tej książce i wszystkie programy resocjalizacyjne są w porównaniu z tym śmiechu warte jak światło świeczki przy stuwatowej żarówce. Takie łamanie, że nic od ciebie nie zależy i kaprys, albo nieuwaga personelu może odebrać najcenniejsze rzeczy. A to co robisz tak kompletnie się nie liczy...

Dzięki Ci lordzie Jeffrey'u, żeś napisał te książki. Nie, nie poszły na marne te dwa lata w kiciu. Współczuję Ci niesprawiedliwego wyroku. Ale jakim wspaniałym głosem umiałeś to opowiedzieć. Jeśli więźniowie mieliby znaleźć orędownika, to dobrze mają taki głos za sobą. To nie chodzi o to by nie karać, tylko by karać z sensem, co przebija z każdej karty książki. Dzięki.


Jeffrey Archer żyje nadal (2014), i publikuje, choć o więzieniu nic opartego na faktach już nie opublikował.




sobota, 1 listopada 2014

Alien. On nie ma stawów.

Kot zwinął się w kłębek. Zwykle koty sięgają sobie pyskiem pod ogon - ot choćby w celach higienicznych. Moje stworzonko sięga nie tylko pod ogon. On skręca się mocniej, sięga gdzieś do połowy brzuszka, czyli zwija się nie tylko w kółko, ale w półtora kółka. A rozbroiło mnie jak zobaczyłam ogon zarzucony na główkę, między uszkami i sięgający dalej... na plecy, między łopatki!