---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

wtorek, 21 października 2014

Zielony płomień - czyli "Tańcząca z butelkami"

Napaliłam się na lapkę oliwną lub podobną w zielonym szkle. Lub niebieskim, ale nie mam prostego pomysłu skąd niebieskie pozyskać. Zielone - jest w butelkach.

Teatrzyk "Tańcząca z butelkami" przedstawia sztukę pod tytułem:
(fanfary!!!!)
"Tniemy butelkę"
Prolog
Dawno dawno temu... No, nie, no, dobra, całkiem współcześnie przeprowadziłam wywiad jak się przecina butelkę i robi z niej szklaneczkę. Naleję oliwy, knot zrobię, będzie pięknie.... Najprostszy wydał mi się sposób ze sznurkiem: zawijamy sznurek dookoła butelki na wysokości cięcia, polewamy palnym badziewiem, palimy, a potem wrzucamy do zimnej wody. Podobno pęka.


Akt pierwszy - oliwa
Wzięłam oliwę. Będą ją palić za  chwilę w szklaneczce, mogę palić na butelce.

Butelkę owinęłam knotem, polałam oliwą knot, odpaliłam, i..... Nie chciało się palić. Z wielkim bólem, trzymając dłuższy czas w płomieniu świecy, długo grzejąc dałam radę przeciąć jedną butelkę, rozwalając ją solidnie przy okazji. No, nie działa, nie to paliwo.
Kurtyna.


Akt drugi - zmywacz do paznokci
Jako że resztka zielonej butelki dawała prześliczne światło jak się w niej odpaliło świeczkę - zachęciłam się do dalszych prób. Autorzy poradnika cięcia butelek zalecali jako paliwko acetonowy zmywacz do paznokci. Wzięłam zmywacz.

Co prawda bezacetonowy, bo taki miałam, ale jacyś dobrzy ludzie powiedzieli mi, że to wszystko jedno. Owinęłam, polałam knot, podpaliłam i.... Knot palił się za dobrze. Cokolwiek było w tym zmywaczu paliło się błyskawicznie, jeszcze nad sznurkiem, i nie rozgrzewało szkła. I szybko gasło. Nawet polewając dużą ilością zmywacza i długo paląc nie udało mi się rozgrzać żadnej butelki. Ani jedna nie pękła.
Kurtyna.


Akt trzeci - zróbmy miksa.
Po konsultacji z chemikiem zmieszałam oliwę ze zmywaczem, wstrząsnęłam buteleczkę, zrobiłam emulsję (jakoś słabo się mieszało, choć powinno). Polałam knot, licząc na to, że oliwa ściągnie trochę lotność zmywacza, a zmywacz podkręci  słabo palącą się oliwę i spotkają się w połowie - a o to chodzi. 

Odpaliłam. Mieszanka nie miała tych właściwości, na które liczyłam. Niestety: paliła się dwufazowo. Najpierw unosił się lotny i nie grzejący płomień ze zmywacza, a potem, jak się długo potrzymało to z trudem i oporem paliła się oliwa. Wykorzystując oliwową frakcję z trudem i mało skutecznie przecięłam jedną butelkę. Głównie się rozpękła.
Kurtyna.


Akt czwarty - przegląd szafy.
Do sklepu mi nie po drodze żeby kupić jakieś fachowe paliwko, więc wyjęłam ze szafy wszystkie dziwne palne obiekty. Znalazłam zmywacz do paznokci drugi, oraz rozpuszczalnik uniwersalny.

Owinęłam knotem kolejne butelki, na pierwszy ogień poszedł zmywacz - bo to znane i bezpieczne, to niespodzianek nie będzie i nawet jak będzie skucha, to będę miała brwi. Odpaliłam.

BINGO!!!

Paliło się równo, wyraźnie, dobrze, a nie wybuchowo - no cuś pięknego, butelki poszły jak trzeba (może nie równo, ale najrówniej z całej gromadki).
Przyglądam się co to za zmywacz, żeby dokupić więcej tego cuda. Tylko żeby było to co trzeba, a nie dowolny zmywacz. Patrzę na producenta i skład. Skład. Skład.... Pierwszy składnik: aceton!
Czyli mieli rację ludzie z tutoriala, że acetonowy zmywacz, a ci co doradzali, że wszystko jedno, bo się wszystko pali tak samo to jednak racji nie mieli.

Ciekawe, czy można teraz jeszcze dostać acetonowy zmywacz do paznokci? Ten z szafy był bardzo stary, a moda teraz na "ekologiczne" i wszystko, co widziałam w sklepach było bez acetonu w składzie, bo to zaleta zmywaczy (jak dla kogo...).

Epilog.
Zmywacz mi się skończył. Nie wiem jak pali się rozpuszczalnik uniwersalny, a do sklepu nadal mi się nie chce iść. Może też dobry? Mam całą butelkę, a on do niczego mi nie jest potrzebny.
Mam nadal brwi, a i chyba przez jakiś czas jeszcze będę je miała, bo na razie... 
skończyły mi się butelki.

Oklaski.
Kurtyna.

wtorek, 14 października 2014

MacGyver po polsku

Chciałam ci ja przeciąć butelkę. Tak na pół.

Naczytałam się jak to można zrobić i najmniej kłopotliwe wydało mi się obwiązanie jej bawełenianym sznurkiem, polanie czymś palnym tego sznurka i wrzucenie do zimnej wody (WŁÓŻ OKULARY PRZED).

Jak powiedział, tak zrobił.

Owinęłam pracowicie butelkę nitką, a miałam taką lepszą, dratwę, kilka razy owinęłam, nasączyłam oliwą (w filmie był aceton, ale co tam, też się pali przecież). Nitka nasiąkła, przyłożyłam ogień. Ogień w dotknięciu nitki - zgasł. Przyłożyłam do końcówki supełka - zgasło.

No dobra, może to nie bawełna?

Wzięłam zwykłą białą nitkę. Złożyłam kilka razy, obwiązałam butelkę, nasączyłam, podpalam.
Ogień zgasł.

Butelka nieco już obciekała oliwą, ale twarda jestem, obwiązałam butelkę czerwoną BAWEŁNICZKĄ. No, to już na pewno może robić za knot. Nasączyłam. Podpalam. Końcówka przy supełku chwilę się paliła. Po czym - zgasła.

Wrrr...

Twarda jestem. Wzięłam chusteczkę higieniczną. Skręciłam lont. Nasączyłam, choć butelka już uciekała, ale lont akurat nie chciał ociekać.
Podpaliłam.
Z trudem i bólem, łaskawie, po długich namowach raczyło się zapalić, a paliło się jakby chciało a nie  mogło.
Założyłam okulary, wrzuciłam do wiadra. Zagrzechotało. Już wiedziałam, bez zaglądania, że widać sie cała ścianka zagrzała.

Może powinnam mieć mocniejsze paliwko? Żeby tak nie walczyć z żywiołem?





.



środa, 8 października 2014

siatka na kota

Robię nie takie drobne roboty ciesielskie na działce. Korzystam z dobrej pogody. Tylko zimno. Zimno jest tak bardzo, że kot, który nienawidzi być przykrywany czymkolwiek i szybko z pod przykrycia wyłazi - przyszedł i poprosił, żeby go wpuścić pod kołdrę. Uznałam, że to już czas przenieść się z noclegami do ciepłego domu.

Swoją drogą śmiesznie wyglądał, bo wlazł pod kołdrę, odkręcił się tyłkiem do mnie, a nosek wystawił na zewnątrz, i oczka też, i połowę uszek, ale głównie starał się mieć uszka schowane, więc je miał przypłaszczone płasko przy głowie żeby kołdra przylegała. Ten pysk co wystawał spod kołdry wcale nie wyglądał na koci, tylko bardziej jak jakiś borsuk czy nutria, taki długi jakiś. Śmieszny kot.

Będę montować siatkę dla kota w oknie. Będzie mógł latać po parapecie, a nie poleci z wysokiego piętra. Czy ktoś wie gdzie kupić siatkę metalową delikatną z wyglądu o w miarę drobnych oczkach, tak do 4 cm?