---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

środa, 23 lipca 2014

Wrzeszczą.

Odwiedziła mnie ostatnio znajoma z dziećmi. Bardzo ją lubię, dzieci też zawsze były dorzeczne. Trochę coś tam pokrzyczą, ale generalnie ogarnięte i kumate.

No i ....
Chyba je podmienili w szkole czy przedszkolu.

1. Wrzeszczą. Nie mówią. Ja nie mówię o tym że się popsztykają i pokrzyczą na siebie. Nie mówię o innych znajomych dzieciach co ganiają jak wściekłe, i drą się - ale jak podchodzą do dorosłego to MÓWIĄ. Tu dziecko podeszło na 2 m do matki, a niestety na 1 metr ode mnie i ... się rozdarło z jakimś słownym komunikatem - jakbyśmy stały 50 metrów dalej, a nie były tuż przy. JEZU. Zero wyczucia sytuacji, a to już spore dziecko i w dodatku ono już UMIAŁO się zachować, bo je znam przecież. No, podmienili... One w ogóle nie używały opcji "mówić". Posługiwały głównie rykiem całą wizytę.

2. Zrywają i biorą bez pytania. Już były wcześniej w moim ogródku. Były mniejsze więc chyba mniej obeznane w konwenansach społecznych? Tym razem było najpierw zerwanie owocu a potem pytanie czy można go jeść, potem zrywanie bez pytania kwiatów z rabatki... A już wcześniej tu były i tak nie robiły, nie uszkadzały. Pytały, chciały współpracować. Można było puścić, żeby się pobawiły, teraz strach spuścić z oka na minutę bo coś urwane. Podmienili....

Jeszcze jak coś mi urwą to najwyżej zniszczą, strata tylko moja, trudno, goście - rzecz święta, nie róbmy tragedii z paru roślin, ale jak mi takie dziecko wpadnie na pomysł przetestowania jakiegoś urządzenia elektrycznego i siebie uszkodzi? Ja mam sporo fajnych narzędzi. Wtedy jeszcze się okaże że będę płacić za ucięty paluszek, wozić na szycie, i jeszcze pretensja będzie... Po prostu zimno mi się zrobiło. Ciekawe czy wszystkim znajomym dzieci się pogorszyły po pójściu do szkoły. Aż się boję sprawdzać, bo ja z takiej wizyty to po prostu mam 3-4 godziny stresu, a nie przyjemność. Kubeł zimnej wody dostałam. A one były takie normalne... Ja nawet już wcześniej "problemowe" dzieci gościłam i takiej samowoli i wrzasku nie było. Trzeba było pokazać jak się bawić i szło dalej samo. Czemu się tak zepsuło tym razem? Czy jest coś co mogę zrobić żeby ochronić swoje uszy, swoje kwiaty, swoje owoce, i swoje ostre narzędzia (te mogę poprzekładać wysoko oraz odłączać od prądu).

Huśtawka i basenik z wodą i hamaki były zamontowane dla urozmaicenia, i nawet korzystały, ale widać nie wystarczyło.
A kiedyś działało. Co jest źle?

Lubię mieć radochę z kontaktu ze znajomymi a mam stresa, i kuleżanka też go miała, bo też mnie i lubi i było jej głupio.  I wrzask też ją męczył. A "ciszej, dzieci" nie skutkowało. Jak pomóc sobie i jej?

środa, 16 lipca 2014

dojrzewają i spadają

Dojrzewają morele, śliwki i porzeczki. I już lecą z drzewa, trzeba zdjąć. Ja ja mam końcówkę terminu zlecenia i jeszcze trochę roboty i nie wiem za co łapać. Albo owoce, albo dokumentacja. Może dziś uda mi się wypchnąć do końca, i jeszcze pozbierać owoce, bo to teraz z każdym dniem się kluczowo dojrzałość zmienia i jutro może być po prostu za późno. A pojutrze mnie nie ma, bo wekend, no i po wekendzie to już na pewno nie będzie co zbierać, tylko zgrabiać zgniły dywan z tarwnika, żeby muchy, osy i ślimaki nie leciały.

Dziś mam zamiar bryknąć do roboty na rowerze. Nie całą trasę, skoro już mam ten składany pomarańczowy bajer to sobie będę stopniować przyjemność, żeby mi d nie odpadła.

No, jeszcze chwila na dokumentację i jadem bawić się obrazkami. Lubię to. Kurde, nawet jak mi personel sarknie, nawet jak mi pacjent sarknie, to obrazki po prostu lubię.

sobota, 12 lipca 2014

Matriks 2

Pływałam koło matriksa - wchód na jeziorko wrócił na stronę prawą. Gdzie był przez parędziesiąt lat. Znaczy przewiało 10-metrową, dobrze u-trzcininą wyspę z powrotem, został jednak mały przesmyk po lewej. Po prawej na pamiątkę została po wyspie taka ok półtorametrowa wysepka - niestety, kurde, w miejscu gdzie mi dobrze brały ryby. Złośliwie!

Kot niestety przyniósł ptaszka. Nie został pochwalony. Ryb nie lubi.

Bór, który mi zwykle około godziny 18 przepływał przez łowisko - przestał. Co jest?

I znalazłam 4 prawdziwki. Rosły w... koleinie po ciężarówce, co się jej troszkę wjechało na ściółkę. Na mojej trasie biegowej wyjazdowej, tak na chama, 30 cm od drogi. 4 w pęczku. Robaczywe były, ale mały słoiczek suszu wyjdzie.

Żebym jeszcze nie miała dzikiego zapier... w pracy, to już bym było całkiem szczęśliwa.

środa, 9 lipca 2014

świat według blondyna: przykręcić kranik.

Pewien mój bardzo kochany kolega umie się posługiwać kluczem francuskim oraz żabą, a także radzi sobie z włosem anielskim - słowem - umie skręcić i powymieniać te cholerne cieknące rury wodne na mojej działce.

Skręcił co trzeba, przykręcił kranik, i ... ostatnim rucham docisnął porządnie i mocno, żeby nie ciekło - na co kranik pękł.

Mówię mu że nic nie szkodzi, że wielki jest, że zrobił te rury i mi nie leci fontanną, a kranik trochę boczkiem i tylko na odkręconym przecież. Ale on się zawziął na kranik i powiedział że wymieni, przyjdzie z kranikiem dwa.

Oki. Przyszedł. Wziął mój klucz francuski duży, małego nie mogliśmy znaleźć, wcięło, wziął włos i inne zabawki, i poszedł do piaskownicy.... eee.... to jest do kraniku, ja coś dłubałam przy domku. Robi. Przyszedł do domku jeszcze raz poszukać klucza małego. Nie ma. Dobra, zrobi dużym. I.... przychodzi za chwilę, minę ma nietęgą.... Popatrzyłam na paszczę, pomyślałam, domyśliłam się... Bu cha cha. Znów przekręcił kranik i rozwalił. Mówię, żeby się przejmował to to chińskie gówno pewnie, ale się tłumaczył: wiesz, bo już było dobrze i nie ciekło, tylko to tak trochę luźno było, to by ktoś mógł ręką okręcić i ci wyjąć na złom (fakt, ukradli mi tej wiosny ZEPSUTE kłódki!! Dwa razy! Kolega to wiedział.) No, to skręciłem dobrze! Żeby było na sztywno! No i ... znów pękło.

Kolega założył stary, lekko cieknący. Za miesiąc robimy podejście III.
I tak go lubię.

Sikory wyprowadziły trzeci lęg w moich budkach. Późny - już lato, zwykle wczesna wiosna. Dlatego nie przyprowadzałam kota. Dorosłe sikory se dadzą radę z kotem, znaczy zwieją. Ale karmiący rodzice to albo padną łupem czterołapego, albo pisklaki z głodu zdechną. Nie chciałam tego. Kot ma karmę. Teraz już będę mogła go tu puścić.