---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wznowiłam pisanie Ciekawej Medycyny, popularno-naukowego bloga. Zapraszam, fajny jest. Wiem, bo sama go napisałam. TUTAJ link.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Głód.


Kocia karma mi się kończy. Nie sądziłam, że będzie aż tak fajnie z kotem i wzięłam tylko na tydzień. Jeśli  głód kotu zajrzy w oczy to wrócę wcześniej, ale dziś hrabia raczył zjeść biały ser, więc może damy radę dotrwać do dłuższej wersji.

I dobrze, niech je ser. Tańsze to niż karma kocia, a zdrowsze na pewno. A w dodatku - ja nie specjalnie lubię. Tu jest daleko do wszystkiego (jak wspaniale!), w tym do sklepu (nie po to przyjechałam do głuszy, żeby do sklepu łazić wstrętną głośną szosą). Dlatego zjem sobie wszystkie świeżo złowione i usmażone rybki, które bardzo lubię, a których hrabia nie raczył. Ani surowych, ani nie bardzo – usmażonych: łaskawie zjadł mały kawałek, ale bez zainteresowania, raczej z ciekawości.

Zastanawiam się czasem jakby to było zamieszkać tu na stałe...
Na pewno cicho.
Ale....
Do sklepu daleko. Chcę mieć ciepło - to wstaję w zimne i idę napalić. Wanny nie ma. Net chodzi jakby chciał, a nie mógł. Już nie wspomnę o dentyście czy kupnie butów. To wszystko się da ogarnąć. Zwłaszcza latem. Ale jednak przywykłam do tego, że pstryknę guziczkiem i jest gotowe. Ze kaloryfery są ciepłe po prostu bez mojego udziału. I tak dalej. W mieście to wygrzebię się rano w jakieś dwie godziny razem z bieganiem, kąpaniem i jakimiś drobnymi czynnościami gospodarskimi, typu pranie, czy małe sprzątanie. I mogę siadać do pracy. A tutaj 4 godziny i nie chce być mniej. To jest nawet zabawna odskocznia, ale jako urlop czy odmiana. Bywałam w dużo bardziej prostych warunkach i nawet mnie to cieszyło (przez pierwszy tydzień). Wiem, że sporo ludzi nawet tego nie ma. Ale chyba jednak mój ideał to trochę miasta, a od czasu do czasu ta pustelnia, z dala od cywilizacji, od wszystkiego, tylko ptaki, rzeka, komputer i ja, i w świętym spokoju mogę popisać wszystko co mi się uzbierało. 

Bo uzbierał się nie tylko nowy blog czatowy. Uzbierał się jeszcze jeden blog, na razie niespodzianka, a porobiłam zdjęcia, wymyśliłam co gdzie w nim wpiszę, ale pokażę jak wpiszę. I jeszcze uzbierała się SERIA PRZYRODNICZA. Też przemyślana i przygotowana, tylko siąść i powpisywać. I chyba jednak wrzucą to na Ciekawą Medycynę. Bo to nie żaden jeden bóbr z daleka ,co go ledwo widać, ani nie są to opowieści o kotku, pełne humoru co prawda, ale jednak coś dość ulotnego. Tylko kawał konkretnej wiedzy. I ze zdjęciami będzie. Ładnymi. To bardziej mi pasuje na CM, tam jest dużo ciekawej, ale konkretnej wiedzy. Dam tu znać.





niedziela, 29 kwietnia 2012

Dzikie rośliny jadalne.

Na Ciekawej Medycynie zaczęłam serię o roślinach jadalnych. Takich dzikich. Przyda się wyjeżdżającym, zwłaszcza wyjeżdżającym w góry, gdzie żarcie jest na plecach. Wczoraj opisałam mniszek, wcześniej szczypior, za chwilę będzie lebioda. Jakim to się cieszy wzięciem! Ile mam komentarzy! Głownie na liście klubu górskiego, a nie w blogu, ale to nie szkodzi. Czytają. Myślą. Fajnie, że ludziom się przyda.

A nowy blog czatowy przyciągnął nowych ciekawych ludzi na czat, bardzo dobrze. Lubię fajnych ludzi, bo dobrze się rozmawia. A różnie to bywa, zależnie od pokoju.  My tam mamy, na czatach w pokoju "sens", taki zwyczaj, że bez litości wywalamy tak zwane trolle. I dzięki temu można w spokoju pogadać na sensowne tematy. Powiem wam, że my, prowadzący czaty z tego pokoju, mieliśmy wręcz specjalny kurs, jak sobie radzić z przeszkadzaczami. Bo aktywny uczestnik, który dużo gada - to skarb, ale aktywny uczestnik który dużo i konsekwentnie obraża innych - to przeszkadzacz i on niszczy czat i rzeczową dyskusję. No, właśnie, u nas nie ma okazji nikogo obrażać konsekwentnie, bo po obrażeniu taki wampir ma ostrzeżenie i szybki wykop. Ludzie, co przychodzą pogadać do nas, mówią że to unikalny pokój, bo się daje rozmawiać i jeszcze fajnie jest. A nie wiedzą, że to że fajnie, to konsekwentne starane wywalanie wampirów przez prowadzących. Jakby ktoś chciał to namiar na blog czatowy macie na boczku, najbliższy czat jest w czwartek na temat "sposób na przyjaźń". Ale nie wchodźcie masowo, bo powyżej 15 osób to już się strasznie gęsto robi w rozmowie. Chociaż prowadziłam i takie czaty, zabawnie było. Troszkę inaczej wtedy trzeba kierować rozmową, ale się daje.



A co na to kot? A, leży sobie obok mnie i się liże. Teraz liże nogę. Ale dokładnie liże... Ile czasu można lizać nogę? A, nie, to już druga noga. Liż, liż koteczku, będziesz bardziej błyszczący.


Na zdjęciu szczypior ogrodowy, młody, prosto z ogórka, jeszcze z kroplami rosy, niedługo przed pokrojeniem.  Trochę bardziej żółty i taki... tłustszy, jakby bardziej maślany, niż jego dziki odpowiednik (zdjęcia dzikiego szczypiorku w odcinku "dziki szczypior").







sobota, 28 kwietnia 2012

Uwielbiam poniedziałki !!!


Dziś pierwszy raz wyszło słońce. Pierwszy raz od tygodnia. Piękna słoneczna spokojna sobota. Przestała się unosić para z oddechu. Pierwszy raz rano nie miałam dylematu jak rozpalić w piecu nie wychodząc spod kołdry. Po prostu nie paliłam. Po prostu można było usiąść na tarasie w słońcu. Ptaki śpiewały, żaby kumkały, wszystko kwitło i rozwijało liście, kot ganiał – idylla. Aż się zastanawiałam jak tu pracować w takich warunkach jak wszystko w człowieku śpiewa?

WRR WRRRRR WRRRRR WRRRRR!!!

Ścigacze po rzece. Cała wycieczka. Tu jest rezerwat ptaków, na bagnach po drugiej stronie rzeki. Tu powinna być jakaś strefa ciszy, albo co? Ja wiem, że tu jest co prawda główny szlak wodny z Wawy na Mazury ale może to można jakoś inteligentnie rozwiązać?

Potem sąsiad włączył piłę spalinową. Drzewo do kominka ciął sobie. Jego drzewo, jego piła, jego prawo. Noce zimne, drzewo jest bardzo potrzebne.

Potem ścigacze przejechały w drugą stronę, z powrotem na Zalew Zegrzyński.

Poniedziałek! Ja chcę poniedziałek! Byle do poniedziałku….


piątek, 27 kwietnia 2012

Kot się zepsuł



Pucilla- kocilla śpi. Przespał całą noc, rano wyszedł na jakieś 3 godzinki i od 9 rano śpi. Jest teraz dobrze po południu, a śpi twardo. Pewnie mu się baterie wyładowały. Latał za ptakami, latał, nowy teren, nowe wszystko… a teraz mu odpuściło, śpi, odsypia, śpi słodko, zwinięty w ciasny kłębek, mała czarna podusia. Jak na niego patrzę to też mi się zachciewa, zamiast robić na kompie, zwłaszcza że deszcz pada i na zdjęcia dziś nie pójdę.




czwartek, 26 kwietnia 2012

Widziałam zimorodka. I bobra.

Widziałam dziś zimorodka. Ptak – klejnot. Głównie niebieski, błyszczący tak, że aż świecący. Leciał sobie nad wodą. Przemknął, tak prawdę mówiąc, bo one bardzo szybko latają. Jak błysk mieszanki kolorów.

A czatowałam na bobry. Nie było ich tym razem w moim ulubionym miejscu. Ale jednego zobaczyłam. Był dość daleko. Płynął głównie pod powierzchnią. Proszę bardzo, jest na zdjęciu poniżej, całkiem ładna fala za nim, szybko pływa.

Na obiad miałam dziś świeżą rybę. Mniam. A co się naskrobałam, to moje. Kot nie chciał jeść. Ani surowej, Anie smażonej. Ten egzemplarz nie lubi ryb. W karmach sklepowych też nie. Nie chce, niech nie je, więcej dla mnie zostanie. W rybie podobno minerałów dużo, to wcale dla kastratów nie takie dobre. Dam mu co innego. Sierść lśni, oko błyszczy, krzywda mu się nie dzieje. Ja mogę jeść minerały, bo wystarczy, że dużo wypiję i nic mi się nie wytrąci w nerkach, żadne piaski ani kamienie, a kotu jakoś nie umiem wytłumaczyć, żeby pił więcej.


środa, 25 kwietnia 2012

NOWY BLOG

Założyłam nowy blog. Czatowy.

Skoro już prowadzę czaty tematyczne, to fajnie jak transktypty z czatów są takie bardziej dostępne...
Link do bloga jest z boczku, w "piszę też blogi", a dodatkowo proszę: http://czatysens.blogspot.com/http://czatysens.blogspot.com/

W normalne dni - fragmenty czatów.
W środy zajawka i przypominajka o jutrze, w czwartki - CZAT i zajawka. W niedzielę sylwetki ludzi prowadzących czaty.
Dobry plan? 

Tym zajmowałam się ostatnio. I jeszcze pewnym projektem przyrodniczym na Ciekawą Medycynę, ale to opowiem, jak dojrzeje.

A, uświadomiłam sobie że tutaj nie mam odnośników do czatów, które prowadzę. W czwartki, godz 22 pokój sens na Polchacie. Wejście tutaj. Zapraszam.

Kot dzielnie mi asystował, jak widać na zdjęciu. A niebawem będzie zdjęcie z bobrem. Płynącym. Takim w rzece. Widziałam i zrobiłam! Będzie wkrótce.



poniedziałek, 23 kwietnia 2012

KURKA WODNA



NET


Gdzie znalazłam net? Gdzie?  Na własnym tarasie…. Ślicznie łączy. Tylko jak posiedziałam pół godzinki na dworze, to się przeziębiłam, bo ta wiosna taka ciepła, i ocieplenie klimatu mamy przecież. A ta para z oddechu to złudzenie optyczne.

Może da radę rozwiązać problem przywożąc tu dłuższy kabel i wywalając modem za okno. Bez netu jak bez ręki. Blog, to najwyżej wpiszę później, ale kurcze, z robotą to lubię jednak ogarnąć na bieżąco, bo za bardzo mi narasta.

Bardzo dużo tu ptaków śpiewa. Nie sądzę by kocinda na razie coś upolował, bardzo nie potrafi jeszcze, ale zabawę ma po prostu przednią. Przychodzi co jakiś czas się odmeldować na oknie, i wcale nie włazi do domu, tylko zawija ogon i „hopa-hopa” - gna w siną dal.

Przychodzi na wołanie. To miał zawsze, ale tutaj jest to szczególnie ważne.

Przestał gryźć, co mu się w mieście zdarzało. Nie ma czasu. Zaczął mruczeć. Zaczął się łasić i siadać na kolanach. Wcześniej był cichy i taki „obok”. Zaczął miauczeć, jak chce mieć otwarte drzwi, a w mieście był niemy. Ale jest dystyngowany: najpierw podchodzi do drzwi i sprawdza, jak zamknięte - to czeka przed. Jeśli duzi nie reagują, to albo rezygnuje albo miauknie. Zależnie ot tego jak bardzo chce wyjść. Nie drze ryja bez sensu. I co bardzo ważne – nie budzi. Tak miał zawsze. Chyba, że bardzo musi. Ale standardowo to czeka aż człowiek się obudzi i usiądzie, dopiero wtedy przybiega. Dobry kot.

niedziela, 22 kwietnia 2012

MYŚLIWY

Jak poluje miastowy kot: Na środku jasnego kwadratu dwa na dwa metry, takiej jakiejś wykładziny antypoślizgowej przed wejściem do garażu, w każdym razie na tle dużego, jasnego kwadratu siedzi sobie przyczajony, rozpłaszczony koteczek. Czarny koteczek. Z czerwoną obróżką. Znakomicie widoczny, ale za to bardzo rozpłaszczony. Sikory go widzą i się drą. Ale tak przez chwilę tylko, bo potem zaczynają spokojnie ćwierkać i ignorują kota-idiotę.

Ale on wcale nie jest idiota. On jest tylko bardzo początkujący.
Kotencja miastowa, zna tylko mieszkania i balkony, ptaki zawsze były, ale były w tym trzecim, niedostępnym wymiarze: gdzieś, tam, w przestrzeni, daleko poza zasięgiem. A tu były ptaki, tu, obok, blisko, bez szyby, bez niczego, tak sobie były i się ruszały i można było podejść! Tylko odlatywały, jak się podeszło, ale można było się też zaczaić!

Kotencja był wyraźnie był zdumiony tym, że można pobiegać we wszystkich wymiarach, a teren był mocno trójwymiarowy, bo na skarpie. Był tak przytłoczony nadmiarem wrażeń, że w pewnym momencie wlazł za okno i zaczął patrzeć na ptaki zza szyby. To było pierwszego dnia, normalnie wlazł za szybę i przycupnął, żeby sobie odpocząć w środowisku, jakie było zawsze.… Ale tylko chwilę. Teraz już biega jak stary.

sobota, 21 kwietnia 2012

Poszukiwacze zaginionego netu


Cicho tu i pięknie, ale net rwie się okrutnie, ledwo połączy z pocztą to rwie przy czytaniu pierwszego maila. A na ogół po prostu nie łączy. Tak się nie daje pracować, ja bardzo używam netu. Pomyślałam, że może to przez tą skarpę, która co prawda chroni od głosów szosy, ale może i od fal net niosących? Trzeba sprawdzić.

I wyobraźcie sobie jak Dzielna Pani Ekspert Poważnej Instytucji – bo ja w ten sposób zarabiam na życie, naprawdę - ubrała płaszczyk i kaloszki gnojaczki, do plecaczka wsadziła nakarmiony prądem laptopek i poszła szukać netu w polu. Wiatru w polu szukać nie trzeba było. Wiało porządnie i lało samo ze siebie. A ja sobie siadłam na kamieniu w środku niczego, płaszczyk zdjęłam z rękawów i zapięłam nad głową i laptopem, żeby mi się nie lało na klawiaturę. I w takim namiociku na kolanach odpaliłam kompa.

Ciekawe co by sobie pomyślał ktoś jadący drogą widząc świecący namiocik z nóżkami? Duchy? Ufo? Ale nikt akurat nie jechał, więc nie miałam zabawy.

Po kwadransie marznięcia wszystko było jasne. Netu nie było….

-----------

Dziękuję za ciepłe słowa o dopasowaniu kolorystycznym kota i smyczki. Też uważam, że ładnie współgrają. Specjalnie dałam kontrastową i jaskrawą, bo myślę, że będzie trochę bezpieczniejszy: z daleka widać, że czyjś. Zabawne, bo kocinda nie tylko nie broni się przed szelkami, ale nawet podstawia, żeby zapiąć. W zębach jeszcze nie przynosi, poczekamy...

Od drugiego dnia puszczam zbója w samych szelkach.

piątek, 20 kwietnia 2012

Cicho... cicho...

Wyjechałam na trochę z kotem. Cicho, cicho tak, że słychać jak kot się liże: słychać jęzor sunący po futrze. Taki dziwny odgłos, ni to szelest, ni to mlaskanie (kot ma szorstki jęzor). Aż się obejrzałam, co to za dźwięk.

Mała czarna Koteczność obleciała dookoła dom, ale w smyczce, nie puściłam miastowego kota luzem tak od razu. Koteczek prowadził, ja szłam (lub biegłam) za nim. Jak chciałam wziąć na ręce, to warczał i syczał na mnie. Wcześniej tak nie robił. Wyraźnie mu się podobało na wsi i nie życzył sobie by przerywać. Trochę zabawnie było jak zaczynał swój bieg „hopa-hopa”. Jak nie nadążyłam za jego „hopa”, to kotencja miał gwałtowne zatrzymanie…. Głupio, zwłaszcza jak przeskakiwał kolczastą gałąź i zatrzymanie wypadało nad gałęzią…

Trochę mi się nudziło tak chodzić za kotem, bo spacer trwał ponad dwie godziny, więc sobie przyniosłam z domu aparat fotograficzny i telefon. Odwaliłam zaległe rozmowy, porobiłam kotu zdjęcia. Jak kot syczy, to nie brałam na ręce, tylko przywiązałam do krzaka i poszłam po te rzeczy. Wróciłam po krótkiej chwili (kota nie wolno zostawiać przywiązanego bez dozoru, bo nie ma się jak bronić),  ledwo się raczył na mnie obejrzeć, bo obok na krzaku były SIKORKI. I ćwierkały! I on je obserwował. I nie miał czasu.

Nie minęło 24 godziny jak kotencja paradował z wysoko uniesionym ogonem (oznaka dobrego humoru u kota. Kot niepewny przyczaja się, ogon chowa pod siebie i stoi na niskich łapach). Wyraźnie mu dobrze na wsi.




sobota, 14 kwietnia 2012

Licznik

Dziwne.

Od czasu jak założyłam blogi, i ten, i Ciekawą Medycynę to założyłam sobie liczniki.
I nie jestem pewna czy dobrze pamiętam, pamiętam że na Ciekawej zwykle było ze dwa razy więcej odsłon, nić na niniejszym, osobistym.

Po zamieszczeniu zdjęć żab (i informacji o tym na forum turystycznym) liczba odsłon skoczyła mi do 6 tys. Z jakiś - no właśnie nie pamiętam - dwu chyba?

Jedne małe żaby.... Niebieskie, jakby co jest o nich tu  Może coś więcej warto z tych żab pociągnąć...

A tu zdjęcie kotencji, bo dawno nie było. Z tego miejsca często obserwuje jak się kąpię. A czasem śpi w ciągu dnia. Tak, na wieszaku na ręczniki.
.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Mam sikory

Mam sikory na działce. W budce, którą osobiście robiłam. W zeszłym roku też tu były.

W marcu czyściłam budki, to nic nie było w środku, a teraz widziałam sikorę siedzącą na brzegu dziury, a ze środka dochodził świergot małych głodnych dziobków.

I dobrze. Niech się rozmnażają, to mi robaki pozjadają z jabłonki.

Kota nie przyprowadzam teraz. Sikory by się ze strachu chyba zes.. no tego, zanieczyściłyby mi otoczenie, a w pobliżu jest hamak. Pojadę z nim na tydzień na drugą działkę.

W planie relacja z gór, gdzie byłam na Wielkanoc i nadal nie ogarnęłam ekstrakcji dźwięku, żeby powiesić żaby niebieskie kumkające, a raczej plumkające. Będzie. Za to dziś odkopałam się z mailami z pracy, po trzech dniach... Postęp, postęp. Tylko wolniejszy niż bym chciała.

Dziś zaginął kot. Szukałam. On się lubi chować, więc próbowałam znaleźć bez wołania. Nie ma kota. Jak zaszło podejrzenie, że kot smyrgnął z domu jednemu z domowników - to otworzyłam drzwi i zawołałam kitonia. Rozległ się szelest w pobliżu, w domu z.... worka ze śmieciami. Spał sobie w środku...

środa, 4 kwietnia 2012

ZDJĘCIA ŻAB NIEBIESKICH



 
Ile widzisz żab na górnym obrazku?

Żaby szalały. Tym razem było dużo cieplej. I dużo lepiej robiło się zdjęcia.

Jak dobrze pójdzie to jutro zamieszczę filmik, żeby było słychać ten ich odgłos. To wcale nie kumkanie, to cichutkie bulgotanie. Coś pięknego.

Może jeszcze do Wielkanocy utrzyma się kolor, spróbujcie szczęścia w Wielkanoc na spacerze.


Więcej zdjęć żab na Ciekawej Medycynie: Żaby Niebieskie

wtorek, 3 kwietnia 2012

Żaby cd.

Łepeczek niebieski z prawej strony zdjęcia. Słabe zdjęcie bo daleko zbóje były, ale zaraz idę na następne polowanie. Jest słońce, może będzie lepiej.

Kot zostaje przy kaloryferze. Wczoraj odważnie wyszedł sam na klatkę schodową. Na jakieś 30 sekund.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

ŻABY NIEBIESKIE

Żaba moczarowa ma samce niebieskie przez około tydzień w okresie godowym. Naprawdę ładne wysycone niebieskie. Poszłam nad bagna żeby je poobserwować. I BYŁY!!!!!
Mimo że padał śnieg.

A było to tak: poszliśmy. zasiedliśmy nad cichym jeziorem, żeby coś zjeść, i patrzymy - nic. Nieruchomo. Cicho. Tylko w tle jakąś śluzę czy coś podobnego słychać. Posiedzieliśmy, zmarzliśmy, pora się zbierać. Tylko jeszcze poszliśmy rzucić okiem na rozlewisko. I....
 I całe szczęście.

- Pani!!!! Choć no! -  Dobiegł mnie okrzyk kumpla.
Na rozlewisku aż sie gotowało, a ten bulgoczący odgłos śluzy dochodził właśnie stąd. One kumkały! Tak dziwnie, cicho, i zupełnie nie żabio.

Zapadliśmy w błoto. Siedziałam na mokrej kępie, nieruchomo, by nie płoszyć, śnieg padał, z ust unosiła się mgiełka oddechu, a ja czekałam aż się znów pokażą. Marnie było z obserwacją bo i daleko i nieśmiałe były (może i ciut zimno dla nich jeszcze). Niemniej kilka łebków wychynęło z błota.
Były niebieskie.

A krążenie krwi po tej foto sesji, to nam wróciło gdzieś po półgodzinie marszu szybkim krokiem. W tygodniu idziemy powtórzyć, może się ociepli. Zdjęcie (jedno wyszło) będzie w następnym wpisie.


Kot, rzecz jasna, został w domu przy kaloryferze. Nie będzie się przecież w śniegu włóczył po bagnach.

Więcej o żabach oraz zdjęć żab na Ciekawej Medycynie: Żaby Niebieskie